Amerykańska Izba Reprezentantów liczy 435 członków i wraz z amerykańskim prezydentem kieruje najpotężniejszym państwem świata. Każda ich decyzja ma wpływ na codzienne życie ponad 300 milionów mieszkańców kraju. Trzeba jednak przyznać, że decyzje amerykańskich polityków wpływają na losy nie tylko obywateli USA ale i setek milionów, a nawet miliardów ludzi na całym świecie. Jest to bowiem autentyczne supermocarstwo. Dla porównania Polska ma niecałe 38 mln mieszkańców, ale nasz Sejm posiada aż 460 posłów do tego jest Senat z setką senatorów. Powraca więc od dawna pytanie – czy stać nas na utrzymywanie parlamentu większego od tego, jakie posiada światowe imperium, kilkadziesiąt razy większe od Polski i niebotycznie bogate?
Apelów, by zreformować naszą konstytucję i zmniejszyć Sejm oraz Senat było co najmniej kilka. Jednak dotychczas partie polityczne miały pełne usta frazesów dopóty, dopóki nie przyszło im do rządzenia. Wtedy „zapominały” o wcześniejszych planach, przerażone buntem własnych posłów, którym wizja nieobecności w ławach sejmowych skutecznie spędzała sen z oczu. Dopiero Platforma Obywatelska, ku zaskoczeniu wielu, poważnie podeszła do swoich wcześniejszych deklaracji, zapowiadając zmianę polskiej konstytucji. Zaowocować to ma m.in. dostosowaniem liczby posłów i senatorów do naszych potrzeb, do naszych możliwości.
Nowy projekt przewiduje zmniejszenie liczby posłów o jedną trzecią, z 460 do 300, a także ścisłe powiązanie liczby mandatów w Senacie z liczbą mieszkańców w województwie. Na każdy “rozpoczęty” milion mieszkańców przypadałby jeden mandat, tak więc byłoby tylko 49 senatorów. Mandat senatora otrzymaliby również byli prezydenci Polski wybrani w wyborach powszechnych. Dzięki temu ich doświadczenie i kapitał polityczny byłyby wykorzystywane po skończonej kadencji.
Ograniczeniu uległoby prezydencie weto, niejednokrotnie w ostatnich latach nadużywane i skutecznie blokujące naprawę państwa. Sejm mógłby je odrzucać bezwzględną większością głosów. Dzięki temu Sejm i Senat mogłyby stać się prawdziwie niezależnymi organami, na wzór rozwiniętych demokracji parlamentarnych.
Gruntownej zmianie uległby również immunitet parlamentarny. Przestałby być przywilejem nadawanym parlamentarzystom automatycznie, przysługiwałby tylko wtedy, gdy istniałoby zagrożenie, że władza nadużywa służb czy wymiaru sprawiedliwości przeciw parlamentarzyście. Każdorazowo, decyzję o jego przyznaniu musiałby podjąć Sejm. Projekt zakłada też likwidację selektywnego wotum nieufności, kierowanego przeciwko wybranemu ministrowi. Wotum można by złożyć tylko wobec całego rządu.
Dzięki tym zmianom moglibyśmy zaoszczędzić dziesiątki miliony złotych rocznie, ale prawdziwe zyski z tych zmian byłyby wielokrotnie większe od oszczędności i sięgałyby miliardów złotych, dzięki silniejszej gospodarce i sprawniejszemu prawu. Pytanie tylko, czy do wielkiego skoku na przód – reformy konstytucji i odchudzenia władzy parlamentarnej – dołączą inne partie obecne w Sejmie? Sama Platforma nie będzie w stanie przeforsować projektu, warto więc, by działacze partyjni pozostałych formacji odłożyli na bok interesy lokalnych działaczy i poparli projekt w imię interesów państwa. Tylko razem możemy wykonać tak wielki plan naprawy państwa.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP