W minionym tygodniu Sejm przyjął projekt wprowadzenia nowej „opłaty paliwowej – autostradowej”, wliczonej w cenę paliwa. Jest to kolejna, tym razem udana, próba finansowania projektów rządowych bezpośrednio z kieszeni podatnika. Jak twierdzi minister infrastruktury, wprowadzenie projektu w życie wiąże się ze wzrostem obciążenia dla producentów i dystrybutorów paliw. Oznaczałoby to, że właśnie ta grupa będzie teraz odpowiedzialna za współfinansowanie budowy polskich dróg. W rozmowie z Jolantą Pieńkowską w radiowej Trójce Minister Pol wyraził nadzieję, że producenci i dystrybutorzy włączą się do „akcji” i nie będą obciążali kieszeni kierowców wzrostem cen paliw na stacjach benzynowych. Aż trudno mi uwierzyć w łatwowierność naszych urzędników. Zdaniem Ministra, producenci i dystrybutorzy z chęcią oddadzą skarbowi państwa kolejne 9 groszy na litrze. Jak twierdzi sam Minister, nie widzi ku temu przeszkód, gdyż, jak się wyraził, nie jest to przecież wysokie obciążenie. Pan Minister Marek Pol zdaje się zapominać o istniejących już obciążeniach nałożonych na branżę paliwową. Podatek VAT, podatek drogowy, podatek akcyzowy. O ile sobie przypominam, to część tych obciążeń ma swoje przeznaczenie związane z utrzymaniem i rozwojem infrastruktury drogowej. Jasne jest, wobec tego, że Rząd nie potrafi racjonalnie gospodarować funduszami, a skoro jest kiepskim zarządcą, to i efekty zarządzania są mierne. Trudno spodziewać się po producentach, dystrybutorach i sprzedawcach paliw dodatkowej hojności dla państwa. Oczywiste jest, że nowa opłata zostanie przerzucona na konsumentów – kierowców. Wzrost ceny paliwa, wbrew pozorom, może przynieść więcej szkody niż pożytku. Wyższe ceny detaliczne paliw przekładają się bowiem bezpośrednio na wzrost kosztów transportu i produkcji, a tym samym zmniejszają popyt na paliwa i produkty pochodne. Oznacza to w konsekwencji zmniejszenie dochodów państwa z innych podatków pośrednich. Mniejszy popyt równa się mniejszym wpływom do budżetu. Łatwo jest zrozumieć, że budżet przeciętnego konsumenta wynoszący np. 100 zł nie ulegnie zmianie. Jednak za tą samą kwotę, po wprowadzeniu dodatkowych obciążeń, konsument dokona zakupu mniejszej ilości paliwa. Popyt spadnie. W skali kraju może to mieć także konsekwencje we wzroście cen innych produktów. Wszystko to razem może (ale nie musi) skończyć się wzrostem inflacji. Socjaldemokratycznym marzycielom, takim jak Marek Pol, trudno jest jednak zrozumieć działania wolnej gospodarki. Poszczególne jej składniki, niczym system naczyń połączonych, wzajemnie na siebie oddziaływują. Jak widać, i w tym przypadku cel uświęca środki. Kolejnym wielkim znakiem zapytania w tym zakresie jest obciążenie nowej opłaty podatkiem VAT. Ministerstwo Finansów uparcie milczy, nie chcąc zdradzić swoich zamiarów. Nie trudno się jednak domyśleć, że i ta furtka zostanie otwarta. W praktyce oznacza to wzrost ceny paliwa nie o 9, lecz 11 groszy. Oczywiste jest, że i w tym przypadku producenci, dystrybutorzy i sprzedawcy, nie chcąc stracić, posłużą się prostym mechanizmem – podwyższą cenę paliw.
Ktoś mógłby powiedzieć, “no ale cóż, niech tam, wszak cel jest szczytny”. Tylko skąd brać jeszcze wiarę, po tylu latach obiecywania i zapowiadania lepszych dróg, że tym razem się pojawią dzięki opłacie autostradowej, przepraszam, paliwowej.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
Adam.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfeld.sejm.pl