Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Państwo tanie inaczej

Redaktor admin on 3 Maj, 2007 dostępny w Felietony, Felietony 2007 rok. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Każdy, kto przypomina sobie obietnice wyborcze PiS-u dotyczące redukcji wydatków państwa i porówna to z obecnie rozbuchanymi wydatkami na administrację publiczną musi uśmiechnąć się pod nosem i westchnąć w nadziei, że nastanie jeszcze rząd, dla którego pensje swoich urzędników i kolejne stołki nie będą ważniejsze od rozwoju państwa. Mówiąc o niepotrzebnych wydatkach w administracji publicznej warto przytoczyć też fragment pechowej dla Józefa Oleksego rozmowy z Aleksandrem Gudzowatym. W pewnym momencie zapytał on: „Wiesz, ile jest w Stanach Zjednoczonych oficjalnych limuzyn państwowych? 16. A wiecie, ile jest w Polsce samochodów służbowych z kierowcami? 50 tysięcy. To jest skala poziomu kraju i jego kultury.” Nie wiem, czy Oleksy podawał prawdziwe cyfry, ale każdy Polak może zobaczyć, jak marnowane są miliony złotych z podatków.
Platforma Obywatelska w specjalnym raporcie już rok temu przedstawiła, jak wygląda realizacja koncepcji taniego państwa. Stwierdzono w nim, że systematycznie rośnie liczba urzędników, rządowych samochodów i telefonów komórkowych. Według raportu wydatki rządu na rozmowy telefoniczne, sprzęt biurowy, kserokopiarki, samochody, inwestycje oraz remonty tylko przez pierwszy rok rządzenia obecnej koalicji wzrosły o 2 mld zł. W tym czasie zatrudniono 3 tys. dodatkowych urzędników, a koszty rozmów telefonicznych zamiast spaść o obiecane 20-40% oczywiście wzrosły. Wszyscy pamiętamy o deklaracjach wygłaszanych przez Lecha Kaczyńskiego, kiedy jeszcze kandydował na urząd prezydenta, potępiających bizantyjski przepych i luksusy na stanowisku prezydenta. Ten sam Lech Kaczyński, ale już jako prezydent z zadowoleniem przyjął zwiększenie środków na kancelarię do poziomu jakiego nie było nigdy wcześniej.
Najbardziej kosztowne jest zwiększanie liczby wysokich urzędników, czyli sekretarzy i podsekretarzy oraz tzw. „R-ki”. W praktyce koszty ich utrzymania są zdecydowanie większe, niż tylko ich wynagrodzenie, bowiem korzystają z aut służbowych z kierowcą, telefonu komórkowego bez limitu rozmów, zespołu sekretarek i asystentów, gabinetów politycznych, itd. Każdy taki członek aparatu władzy kosztuje więc nas, podatników około 50–60 tys. zł miesięcznie, czyli dla porównania tyle, ile zasiłek dla ponad 100 bezrobotnych.
Z resztą o tym, że PiS nawet nie będzie próbował dotrzymać obietnic wyborczych poinformował (oczywiście już po wyborach) Przemysław Gosiewski, który stwierdził, że państwo aby być skutecznym nie może być tanim. To rzadka chwila szczerości, kiedy usłyszeliśmy, że Prawo i Sprawiedliwość nawet nie będzie próbować realizować najważniejszej obietnicy wyborczej. Nie mamy więc co liczyć na obniżenie kosztów funkcjonowania państwa, raczej powinniśmy się przygotować na wzrost kosztów, które zapewnią armii urzędników rządowych regularne i spore wypłaty.

Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)