Nieczęsto zachęcam do wydawania pieniędzy, a już na pewno do rozrzutności, z jaką mieliśmy do czynienia niekiedy w minionym okresie przedświątecznym. W czasie jednak po nowym roku i w późniejszych tygodniach stycznia namawiam i będę namawiał. Niech drodzy Państwo sobie nie żałują i innym też. Każdy na miarę oczywiście swoich możliwości. Im więcej z nas bowiem uda się na zakupy i im więcej pieniędzy zostawi w sklepach, tym lepiej będzie nie tylko dla naszych przedsiębiorców prowadzących sklepy i punkty usługowe, ale i dla całej gospodarki. Czyli dla nas wszystkich. Nasze pieniądze wracają bowiem potem do nas w postaci nowych miejsc pracy, w postaci kolejnych inwestycji, w postaci oświaty, wychowania, bezpieczeństwa, rent i emerytur…
Grudzień to dla wielu przedsiębiorstw w Polsce czas prawdziwych żniw, ale jeśli byłby one nieudane, to odbiłby się niekorzystnie na rocznym bilansie firm, a w konsekwencji odcisnęłyby swoje niekorzystne piętno na całym państwie. Styczeń natomiast, to tradycyjna posucha. Im mniej będziemy indywidualnie wstrzemięźliwi, tym zbiorowo bardziej będziemy zamożni. To taki ekonomiczny paradoks.
Dotychczas Polska radzi sobie nieźle z kryzysem, który dopadł i trawi Europę. Udaje się to nam właśnie w dużej mierze dzięki popytowi wewnętrznemu. Od lat utrzymuje się on na wysokim, przyzwoitym poziomie. W czasach, kiedy hamował eksport, nasz duży rynek wewnętrzny zapewniał gospodarce „poduszkę amortyzacyjną” pozwalającą na łagodne lądowanie. Między innymi dzięki temu Polska, jako jedyny kraj Unii Europejskiej, nie doświadczyła recesji. W przyszłym roku szacujemy, że na szczęście eksport ma nadal rosnąć, tym razem o ok. 8,5 proc. Będziemy jednak bardziej spokojni o los nas wszystkich, jeśli popyt będzie także wciąż wysoki. Jest on nam potrzebny jak tlen maratończykowi.
Dobrze, że polska prezydencja, która właśnie dobiega końca skupiła się właśnie na ratowaniu Unii Europejskiej. W trudnych czasach odżywają nacjonalizmy i trzeba przypominać, że dzięki Wspólnocie udało się Europie zagwarantować bezprecedensowy, kilkudziesięcioletni okres wzrostu gospodarczego i pokoju. Polska, która jest największym beneficjentem środków unijnych w ostatnich latach, zmieniła swoje oblicze i wciąż nie przestaje się modernizować. Przede wszystkim nam więc powinno zależeć, by w tych niepewnych czasach jedność Unii Europejskiej utrzymać. I to jest kolejny paradoks. To bardziej w interesie Polski i Polaków jest ratowanie strefy Euro, niż Greków, Włochów, Hiszpanów, czy Portugalczyków. Owszem, oni mają wiele do stracenie, ale my mamy wszystko do zyskania!
Bez wątpienia jednym z największych sukcesów naszej prezydencji jest przyjęcie przez Parlament Europejski tzw. sześciopaku, czyli pakietu aktów prawnych, wzmacniającego zarządzanie gospodarcze UE i umożliwiającego przeprowadzenie reform znajdujących się w pakiecie fiskalnym. To dzięki niemu możemy liczyć na to, że przezwyciężymy obecne kłopoty i stworzymy solidne fundamenty pod długoletni wzrost gospodarczy strefy, euro, Unii Europejskiej i w końcu całej Europy.
Politycy radzą niemal każdego dnia jak uratować wspólnotę… Ekonomiście myślą niemal w każdej chwili, jak uzdrowić finanse… Przedsiębiorcy głowią się jak utrzymać swoje firmy i miejsca pracy swoich pracowników… Czy w tym gronie możemy znaleźć się i my? Tak, idąc do sklepów na solidne, poświąteczne zakupy. To paradoks ekonomii – im więcej indywidualnie wydajemy, tym więcej zbiorowo posiadamy.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP