- Partacze, partacze, no partacze!…
Andrzej chodził od ściany do ściany, od kuchni do pokoju, od okna do drzwi. Chodził po całym domu i ciskał przekleństwami.
– Partacze, cholera, skończeni partacze!…
- Co się tak denerwujesz? Usiądź i uspokój się! Powiedz, o co chodzi, co się stało? – zareagowała zaniepokojona Ewa.
Andrzej przystanął na chwilę, popatrzył na Ewę i znów ruszył w marsz po domu, mówiąc poirytowanym głosem:
- Słuchaj, jeśli pójdę do sklepu i spodobają mi się tam na przykład buty, ale nie będzie na mnie odpowiedniego rozmiaru, to pani ekspedientka bez żadnego problemu wskaże mi wszystkie sklepy w naszym mieście, a jak trzeba to i w całej Polsce, w których aktualnie znajdują się takie buty. Mogę je zarezerwować i podjechać tam, aby odebrać, lub zamówić do sklepu, w którym szukałem ich pierwotnie. Mogą mi je podesłać również do domu. Żaden problem.
- No rany boskie i co to za sensacja, Andrzejku? Przecież to normalne. Amerykę odkryłeś Kolumbie?! – zadrwiła z niego Ewa.
- No właśnie, no właśnie, ale ci partacze togo nie potrafią. Mamy XXI wiek, społeczeństwo informatyczne, wszystko usieciowione, a oni jakby o tym nie wiedzieli! – Andrzej niemalże wrzeszczał i znów zacząć chodzić po całym mieszkaniu, od ściany do ściany, od okna do drzwi powtarzając: – Partacze, partacze, no partacze!…
- Kochanie…, uspokój się. Usiądź. Powiedz, jakie buty chciałeś kupić? Zdradź, kto nie chce ci ich sprzedać. Twój kotek ci pomoże… – Ewa odparła zalotnie, dusząc w kącikach ust oznaki rozbawienia.
Andrzej zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
– Ja?… Ja nic nie chcę kupić! – rzucił zdecydowanie.
- No to do licha, o co chodzi? Nic z tego nie rozumiem – zirytowała się Ewa.
- Powiem ci inaczej. Byłem w pewnej fabryce mebli. Zaprezentowali mi tam ciąg produkcyjny, pokazali sprzęt, maszyny, systemy logistyczne, transportowe. Wszystko. Nie widziałem tylko magazynu. Spytałem, czy mogą mi pokazać magazyn. Odpowiedzieli z uśmiechem, że nie mogą. Zdziwiłem się. Co to za tajemnica?! Magazyn, to magazyn, pomyślałem. Ale sprawa zaraz się wyjaśniła.
- Nie mamy magazynu – rzekł do mnie prezes firmy.
- Jak to nie macie magazynu? – spytałem zdziwiony.
- Tak, bowiem wszystko robimy bezpośrednio pod określonego klienta – odpowiedział.
- Tak? A mówił pan, że meble produkujecie w zasadzie tylko na eksport, do większości krajów Europy… Jak zatem można prowadzić taką przemysłową produkcję pod indywidualne zamówienia?
- Cyfryzacja, informatyzacja, komputeryzacja… Ha, ha, ha… – roześmiał się prezes. Niektórzy nazywają to nawet czwartą rewolucją przemysłową – dodał tajemniczo.
Dopytywany przeze mnie szef firmy kontynuował:
- Zamówienia na konkretne meble, w konkretnym wykończeniu itp. dostajemy od naszych przedstawicieli w kraju i za granicą. System robi z tego zbiorówkę, która trafia na produkcję do wykonania. Gotowe zestawy pakowane są następnie wg komputerowo obrobionych zamówień na TIR-y w takiej kolejności, w jakiej potem będą rozładowywane już podczas dostawy do odbiorców indywidualnych. Tak jadą w świat i tyle je widzimy. Wszystko odbywa się na bieżąco, online poprzez transgraniczne systemy informatyczne. Magazyn zatem jest nam całkowicie zbyteczny.
- Słuchaj, ja nadal nie wiem o co ci chodzi! – odparła Ewa. – To co ty w końcu chcesz kopic? Buty czy meble? – dopytywała. Nic wcześniej mi nie mówiłeś o nowych meblach! – oburzyła się, uznając, że znalazła się poza domowym systemem podejmowania decyzji.
Andrzej nie przejął się tym i kontynuował.
- Albo to, posłuchaj:
- Są takie systemu parkingowe, które w czasie rzeczywistym pokazują, ile i gdzie w danym mieście jest wolnych miejsc parkingowych. Nie byłoby problemu, aby taki system pokazywał stan nawet w skali całej Polski, tyle tylko, że nie byłoby to praktyczne. Przecież nikt nie przejeżdżałby z miejscowości do innej miejscowości, aby zostawić tam swój samochód. Ale technicznie nie ma problemu, aby spiąć cały kraj pod tym względem w jedną siec.
- Nie, nie, nie!… O nie! Mam już tego dosyć! Mów o co Ci chodzi albo ja „wysiadam”! – rzuciła stanowczo zdezorientowana Ewa!
- Raz o butach, drugi raz o meblach. Teraz gadasz coś o parkingach. To wszystko nie ma sensu! – komentowała podniesionym głosem.
- Nie rozumiesz? OK, już ci tłumaczę – odpowiedział Andrzej siadając przy niej na kanapie.
– Jeśli można w czasie rzeczywistym sprawdzić w całej Polsce, gdzie są na przykład dane buty w określonym rozmiarze, albo wyprodukować i dostarczyć do dowolnego miejsca w Europie zamówiony zestaw mebli, czy też wiedzieć na bieżąco, na którym parkingu ile jest wolnych miejsc, to ja się pytam…, to ja się do cholery pytam, dlaczego nie można na bieżąco wiedzieć, w którym szpitalu są aktualnie wolne łóżka?!
W pokoju zapadła cisza… Ewa patrzyła na Andrzeja, Andrzej patrzył na Ewę…. Milczeli.
- Buty wiadomo, w którym sklepie kupić, meble wiadomo, gdzie należy dostarczyć, samochód wiadomo, gdzie można odstawić… W tym kraju nie wiadomo tylko jednego: do jakiego szpitala zawieźć ciężko chorego człowieka… – Andrzej szepcząc to przerywał ich milczenie.
- O rany… Co za partacze! – powiedziała Ewa.
Adam Szejnfeld
Senator Rzeczypospolitej Polskiej