Od kilku tygodni Komisja Gospodarki i jej podkomisja, której przewodniczę, pracują nad projektem ustawy o partnerstwie publiczno prywatnym, zwanym w skrócie „PPP”. Po wielu dniach dyskusji i ścierania się poglądów (bo sprawa nie jest ani prosta, ani niekontrowersyjna) na temat wizji ostatecznego projektu, weszliśmy obecnie w etap, który nazwałbym procesem „czyszczenia” rządowej propozycji z niepotrzebnych przepisów.
Ale może najpierw powiedzmy sobie czym jest partnerstwo publiczno prywatne. Sprawa zgoła tylko wydaje się taka oczywista i prosta. Tak wiec skrótem „PPP” nazywamy podejmowanie współpracy podmiotu publicznego (na przykład gminy) i podmiotu prywatnego (najczęściej przedsiębiorcy) przy projektowaniu i wykonywaniu inwestycji z zakresu zadań publicznych lub przy samej realizacji już tych zadań. Podstawą współpracy jest umowa o realizację przedsięwzięcia za wynagrodzeniem, określająca wszelkie warunki i zasady współpracy stron umowy.
Jak sama nazwa” PPP” mówi, tego rodzaju działania mają być oparte na partnerstwie. Nie ma więc tu mowy o podmiotach słabszych, czy silniejszych, a raczej o zupełnie różnych. Podmiot prywatny podejmując się realizacji PPP bierze na siebie poważne ryzyko biznesowe, zwłaszcza, gdy dotyczy ono lat, a nawet wielu dziesiątek lat realizacji. Ryzykuje nie tylko swoją reputacją, lecz również całym swoim majątkiem. Ale i podmiot publiczny nie jest pozbawiony ryzyka. Podejmuje ryzyko polityczne powodzenia przedsięwzięcia i wszelkiego rodzaju jego skutków dla społeczeństwa. Dlatego poziom tych ryzyk, a także bilans korzyści i strat musi być dobrze zwymiarowany. Musi także występować po obu stronach pewność, że następcy z powodu, na przykład różnic politycznych albo innych upodobań nie podważą ustaleń swoich poprzedników w trakcie ich realizacji. Gwarantem tego wszystkiego musi być umowa, za która stoją analizy, wyliczenia, wiedza, kompetencja, no i prawo.
Samo określenie definicyjne partnerstwa publiczno prywatnego nie wszystkim musi wyjaśniać, czego ono faktycznie mogłoby dotyczyć. Może więc przydałoby się kilka przykładów. Za pomocą systemu „PPP” można realizować i wykonywać bardzo wiele różnego typu zadań. Począwszy na przykład od budowania budynków biurowych dla urzędów, hal sportowych, czy pływalni, poprzez boiska, mosty i drogi, kończąc na wysypiskach śmieci, spalarniach, czy też oczyszczalniach ścieków. Ale pamiętajmy, ze „PPP” to nie tylko inwestycje, ale również administrowanie oraz zarządzanie działalnością publiczną, którą można oddawać w prywatne ręce. Przecież państwo nie musi koniecznie samodzielnie prowadzić na przykład więzień, szpitali, szkół, czy przedszkoli. Państwo nie musi także samodzielnie zajmować się transportem publicznym, choćby koleją, metrem, czy komunikacją miejską, albo poprzez swoje firmy utrzymywać czystości i porządku na drogach. Jestem przekonany, że często lepiej wykonałaby to prywatna firma i to w ramach dotychczasowych, albo nawet mniejszych nakładów, niż podmiot publiczny. Wszystkie te przestrzenie dzisiaj zagwarantowane do wyłącznej właściwości państwowych podmiotów publicznych w przyszłości mogłyby realizować firmy prywatne, oczywiście na bardzo dobrze określonych warunkach. Wtedy w Polsce potrzebowalibyśmy mniej administracji, mniej urzędników, a efekty działań mogłoby być lepsze, tak jak się to dzieje w zachodniej Europie albo w Stanach Zjednoczonych.
Adam szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej
http://szejnfeld.sejm.pl