Stało się! Po tygodniach sporów i niejasności, parlament stanął na wysokości zadania i zagłosował za Traktatem z Lizbony. Zniknęła tym samym obawa, że Polska wyróżni się niechlubnie na tle pozostałych 26 państw członkowskie, torpedując starania o zreformowanie Unii Europejskiej. Lata pracy i setki spotkań – to wszystko zostałoby przekreślone, gdyby Polska odrzuciła traktat. Przynajmniej na kilka następnych lat zniknęłaby nadzieja na zmiany, na które UE czeka już od dawna.
Jak każdy traktat w historii Wspólnoty, także ten dokument jest wynikiem kompromisu, w którym udało się pogodzić wizje rozwoju reprezentowane przez wiele państw. Udowodniliśmy, iż będąc w Unii zdajemy sobie sprawę z tego, że najistotniejszym warunkiem jest umiejętność budowania porozumienia między państwami i godzenie nierzadko sprzecznych interesów. Nie ma wątpliwości, że Unia Europejska po przyjęciu Traktatu Lizbońskiego będzie bardziej demokratyczna i bardziej spójna. W sposób oczywisty zyska na tym także nasz kraj. Unia Europejska bardziej efektywna na arenie polityki i gospodarki, to silniejsza i bardziej dostatnia Polska.
Wraz z przyjęciem traktatu reformującego, powoli cichnie polityczna burza, jaka zupełnie niepotrzebnie została wywołana parę tygodni temu. Dość nieoczekiwanie debata o ratyfikacji ociepliła stosunki pomiędzy prezydentem z rządem. Jeszcze raz okazało się, że o różnicach warto rozmawiać. Dzięki spotkaniom premiera z prezydentem możliwe stało się zaakceptowanie ustawy ratyfikującej przez największą partię opozycyjną jaką jest PiS. W ten sposób raz na zawsze oddalona została groźba odrzucenia ustawy ratyfikującej.
Sukcesu, jaki osiągnęliśmy w ostatnim tygodniu nie sposób przecenić. Gdybyśmy nie zaakceptowali tego z trudem wynegocjowanego porozumienia, byłby to sygnał dla całej Unii Europejskiej, że owszem, z chęcią przyjmiemy miliardowe dotacje na budowę dróg i wsparcie dla firm, ale nie przyłożymy ręki do jej reformy. Tymczasem pokazaliśmy, że obchodzi nas los Wspólnoty, bo czujemy się zarówno pełnoprawnymi Polakami jak i Europejczykami.
Adam Szejnfeld