Trochę się spóźniłem, ale organizatorzy mówią, że jest jeszcze kilkanaście minut czasu do startu. Widzę sporo ludzi, i tam za barierkami dla widzów, i tu gdzie uwijają się organizatorzy i rozgrzewają biegacze. Są więc zawodnicy, ci którzy będą walczyć o palmę pierwszeństwa Philipsa i ci, którzy przyjechali tu promować bieg i dobrze się bawić wraz z publicznością. Podchodzę do prezydenta Piły, Zbigniewa Kosmatki. Jest jak zwykle przyjemnie uśmiechnięty, ubrany na sportowo, lecz nie jest to strój odpowiedni do biegania. Chyba spasował. Podobnie marszałek – ten od Sejmu – bo tego od Senatu, a więc Tadeusza Rzemykowskiego, nie widać. Marek Borowski żartuje, że planował być ostatni na mecie, ale gdy się dowiedział, że ja też startuję, to stwierdził, iż mu na to nie pozwolę, więc zrezygnował. Poseł Grzegorz Piechowiak wygląda przy nas jak rasowy sportowiec – wysoki, szczupły, właściwie ubrany i, jak twierdzi, także właściwie przygotowany. Rok temu rzucił palenie – to musi dzisiaj zaprocentować! Szukam starosty pilskiego, Leszka Partykę, ale bezskutecznie. Widzę natomiast znajomy wzrok, czujny błysk w oku myśliwego – to musi być Mariusz Małachowski, wicestarosta pilski. Twierdzi, że lepiej strzela niż biega, lecz skóry nie zamierza tanio sprzedać. Oj, będzie trudno! Jest wielu i innych myśliwych, choć nie widać tego najsłynniejszego – Henryka Stokłosy. Dyrektor Wiesław Nadrowski jeszcze dzisiaj zbiera zasłużone gratulacje za wczorajszy Certyfikat Sytemu Jakości ISO 9002 ( przynajmniej ode mnie, gdyż nie zdążyłem dojechać z Warszawy na oficjalną uroczystość ). On też jest groźny. Mówią, ze jest wytrzymały, uparty i zawsze osiąga zamierzony cel. Czy dzisiaj postanowił też wygrać, choć pierwsze miejsce nie da certyfikatu solidności i bezpieczeństwa? Zobaczymy. Chciałem się zmierzyć z posłem Wojciechem Nowaczykiem, który, jak wszyscy mi mówią, bardzo musi mnie lubić, gdyż wspomina o mnie przy każdej okazji. Szkoda, odwdzięczyłbym się i dałbym mu za to znaczne fory, lecz nie znalazłem chodzieskiego wielbiciela w pilskim tłumie. Nie ma też Romana Ajchlera, ale za to do boju zagrzewają nas pierwsze szlify pilskiego wojska – generał Kułaga i pułkownik Szettel. Groźnie wygląda dobrze wysportowany Wiesław Wilczyśki, ale na szczęście nie ma Krzysztofa Horodeckiego, który musi dopilnować przebiegu swojej imprezy tenisowej w Sypniewie. Licznie dopisał także świat dziennikarzy. Są uśmiechnięci, zachęcają do rozmów, żartują, choć Jacek Kiepiel zupelnie poważnie twierdzi, że nie startuje, gdyż dla niego to za krótki dystans. Wszyscy są bardzo przyjemni i przyjaźni. Łatwiej będzie przegrać, a właściwie nie wygrać dzisiejszego biegu, bo przecież nie o laury tu chodzi. W końcu przyszła chwila prawdy – starter strzelił !
,,Człowiek siedzący’’. Tak kiedyś powiedział o mnie pewien znajomy. ,,Ciągle siedzi – za kierownicą albo za biurkiem, z krótką przerwą na więzienie’’. W młodości uprawiałem sport, przede wszystkim biegi i strzelectwo, ale lubiłem też piłkę ręczną oraz siatkówkę. Biegałem dystans trzech kilometrów i to przełajem, więc moim treningiem było pokonywanie kilkunastu kilometrów dziennie w terenie. Ostateczne dotarcie przed zawodami następowało na piaszczystym torze motokrosowym. Można sobie wyobrazić co to za przyjemność, prawda?!… Cóż, stare dzieje, choć jeszcze niedawno starałem się dzień zaczynać od krótkiego biegu lub jazdy rowerem. Niestety, coraz mniej czasu i na to. I to jest złe. Jaką ma się kondycję przy takim trybie pracy mogłem na własnej skórze się przekonać na sobotnim dystansie. Choć przez pierwszą połowę biegu starałem się utrzymać w pierwszej trójce biegających VIP-ów, to w efekcie końcowym, walczyłem już tylko o przedostatnią pozycję z Zygmuntem Świtałą, prezesem Pilskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej. Swoją drogą, był to przyjemny pojedynek, prawda panie prezesie?…
Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
Ps. Jest już pierwszy efekt ,,Pilskiej Piętnastki’’. Niedzielny poranek rozpocząłem od biegu do lasu. I za to należą się podziękowania dla byłego maratończyka, pana Henryka Paskala oraz organizatorów biegu.