Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Pielgrzym

Redaktor admin on 3 Lipiec, 2009 dostępny w Felietony, Felietony 2009 rok. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

Łapać słowa, jak ptaki i rozdawać uśmiechy, jak cukierki. Kto mógłby to czynić lepiej, niż Ten, co słowem rzeźbił umysły setek milionów ludzi na całym świecie. Idąc w myślach polskimi górami, wśród szczytów, dolin, lasów i potoków głosił słowa prawdy w Europie i w Ameryce, w Azji i w Afryce, na północy i na południu, na całym świecie. Pielgrzym, człowiek, którego słuchali wszyscy – wielcy i mali, młodzi i starzy. Człowiek, który nigdy nie przestawał iść do przodu, do ludzi, do innych, by karmić ich nadzieją i mądrością. Człowiek, co za życia już został świętym idzie nadal. Wieczorem z soboty na niedzielę jego wędrówka nie została przerwana, kroki jego nie zniknęły w ciszy i mroku. Trwa nadal, w innej tylko czasoprzestrzeni. Słowa jego i nauka, żywa w nieśmiertelności, będzie nadal pocieszać i koić, ganić i wskazywać właściwy kierunek. Przez lata, dziesiątki lat i setki.
Często w Polsce podsumowujemy naszą przeszłość. Mówimy: historia nie szczędziła nam trudów. Ale jakoś sobie radziliśmy, jakoś wychodziliśmy obronną ręką z wielu „zakrętów”. W tym roku obchodzić będziemy jubileusz dwudziestopięciolecia powstania „Solidarności”, a także rocznicę piętnastolecia powstania samorządnych gmin. Czy jednak te rocznice byłby możliwe, gdyby nie Papież, gdyby nie Jan Paweł II? Kto przyszedł i natchnął nas odwagą w 1979 roku? W czasie trwania do tamtej pory skały niewzruszonej, jaką był jeszcze wtedy socjalizm. Kto w 1983 roku, po okresie stanu wojennego, drutów kolczastych, karabinów, kul i więzień przyszedł by mówić: „Nie lękajcie się”? Kto w następnych latach – jeszcze w dekadzie lat osiemdziesiątych, a potem dziewięćdziesiątych przychodził do Polski i mówił do Polaków: „Dobry dzień nastanie”? Czy dzisiaj bylibyśmy państwem demokratycznym, czy dzisiaj budowalibyśmy społeczeństwo obywatelskie, czy dzisiaj bylibyśmy w Unii Europejskiej, gdyby nie poparcie i wsparcie Papieża Polaka? Czym właściwie byłaby dzisiaj Polska i kim my bylibyśmy, gdyby Karol Wojtyła nie zasiadł 26 lat temu na piotrowym tronie i nie pomógł nam wyjść z szarego, złego świata dając radość i nadzieję na lepsze jutro?
Każdy z nas pamięta jego odwiedziny. Siedem razy przyjeżdżał do ojczyzny. Ja najbardziej zapamiętałem te z początku lat osiemdziesiątych. 20 czerwca 1983 rok. W lipcu, rok wcześniej, wyszedłem z wiezienia, a Służba Bezpieczeństwa w asyście miejscowej Milicji Obywatelskiej nawiedzała od czasu do czasu mój dom i pracę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby godzić w interes socjalistycznego państwa. W Poznaniu na spotkanie z papieżem przyjechały tłumu ludzi nie tylko z Wielkopolski. Piękny, słoneczny dzień przyniósł słowami Papieża nową nadzieję i wiarę, że karabinami i kratami więzień nie da się zniszczyć pragnienia wolności wśród ludzi, co niewiele mają do stracenia i wszystko do zyskania. Miliony Polaków wychodziło ze spotkań z największym Pasterzem ostatnich dwóch tysięcy lat, silniejszymi i z większym przekonaniem o słuszności swoich dążeń. Wiara i uczciwość, wolność i przedsiębiorczość, samorządność i samodzielność, praca i rozwój. To właśnie wtedy, na tych spotkaniach, dwadzieścia lat przed przemianami, powstawała siła, co obaliła komunizm i pozwoliła nam się wyrwać z pęt jarzma i upodlenia. Dzisiaj nie zostaliśmy sami. Został z nami Jego Duch i wyznaczony kierunek marszu. Pielgrzym bowiem nigdy nie przestaje kroczyć ku celowi. Będzie szedł nadal w nas.

Adam Szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej

http://szejnfeld.sejm.pl

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)