W pierwszym kwartale tego roku wzrost gospodarczy Polski wyniósł 4,4 procent. To doskonały wynik, który zaskoczył wielu analityków i podtrzymuje rolę Polski jako lidera rozwoju na naszym kontynencie. Jakby to powiedziała młodzież, jesteśmy na fali!
W czasie, kiedy podawano do wiadomości te dane, kolejny kraj Unii Europejskiej – Słowenia, alarmowała świat o swojej dramatycznej sytuacji finansowej, a greccy politycy prowadzili rozpaczliwe rozmowy o zwiększeniu pomocy finansowej dla tonącego w długach kraju. Jak domek z kart wali się również gospodarka Białorusi, gdzie zwykły proszek do prania kosztuje już dziesiątą część przeciętnej pensji.
O tym, że kryzys wciąż pustoszy gospodarki państw Europy przeciętny Kowalski wie jedynie z telewizji. Podczas kiedy wciąż tyle państw marzy, by ich rynki wróciły do sytuacji sprzed kryzysu, nasza gospodarka się rozwija. Podczas kiedy dziesiątki tysięcy pracowników w Portugalii czy Hiszpanii protestują w obronie swoich miejsc pracy, w Polsce rośnie zatrudnienie. To dowodzi, że linia obrony przed kryzysem, jaką trzy lata temu przyjął rząd się sprawdziła. Wówczas, wbrew protestom opozycji zaczęliśmy szukać oszczędności i ciąć wydatki państwa. To nie koniec – polski rząd planuje obniżyć deficyt do 2,9% PKB w 2012 r. i tym samym w terminie wyjść z procedury nadmiernego deficytu.
Dobre wieści z gospodarki wytrącają oręż z rąk opozycji. Siłą rzeczy jej politycy będą próbować przerzucić krytykę na inne obszary i tam przenieść ciężar uwagi mediów. Jeśli problemów chwilowo nie będzie, to je wygenerują. Przykłady takich posunięć mieliśmy niedawno, kiedy to były szef CBA i wierny pretorianin Jarosława Kaczyńskiego Mariusz Kamiński nagle przypomniał sobie o rzekomych niejasnościach wokół powstania Platformy Obywatelskiej. Kamiński doskonale wpisuje się w linię PiS z namaszczenia którego będzie startował do Sejmu – najcięższe zarzuty i tradycyjny brak dowodów. Najgorsze, że to zapewne nie koniec, bo kampania dopiero nabiera rumieńców.
Oskarżenia Kamińskiego, choć kłamliwe i krzywdzące nie niosą jednak bezpośredniego zagrożenia dla państwa. Zupełnie inaczej rzecz się ma z eskalacją żądań płacowych związków zawodowych, które rzecz dziwna, przybierają na sile akurat w roku wyborczym. Całość sprowadza się do prostego postulatu – „skoro nie jest tak źle, dajcie nam więcej”. Piękna recepta na murowany kryzys – to co zaoszczędziliśmy przez ostatnie lata teraz rozdajmy!
Już mniej więcej możemy się domyślać, jak będzie wyglądała nasza kampania do parlamentu. Upłynie pod znakiem absurdalnych oskarżeń i sztucznie rozdmuchanych afer. Chciałbym jednak, abyśmy chociaż w kwestiach gospodarczych się opamiętali. Jeśli teraz zejdziemy z drogi reform i oszczędności, łatwo możemy znaleźć się w ślepej uliczce, tuż obok Grecji, Hiszpanii czy Portugalii.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP
www.szejnfeld.pl