W ostatnim tygodniu opublikowano dane o kondycji rynku reklamowego w Polsce. Nikogo nie zdziwiła utrzymująca się od lat pierwsza pozycja mediów publicznych, zwłaszcza Telewizji Polskiej. W porównaniu z rokiem 2002 wpływy z reklam wzrosły do ok. 11 miliardów złotych. Jest to kolejny docierający do nas sygnał, że gospodarka powoli się ożywia. Jest to także znak, że ów powiększający się stale rynek reklamy zanotuje kolejne wzrosty. Jednak dobra wiadomość przynosi ze sobą odrobinę goryczy. Wszystko wskazuje bowiem na to, że wykorzystująca swoją pozycję telewizja publiczna, wzorem lat poprzednich, nasili cenową walkę o z komercyjnymi rywalami. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że telewizja publiczna w znacznej części utrzymywana jest z pieniędzy podatników. Inne stacje telewizyjne czy radiowe utrzymują się wyłącznie z wpływów z reklam. Mając silne zaplecze finansowe Telewizja Polska, dla zachowania pozycji lidera stosuje ceny dumpingowe. Już w roku 2001, prywatni nadawcy, TVN i Polsat, zwrócili się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta z prośbą o ukaranie publicznej TVP za praktyki ograniczające konkurencję. Pod koniec ubiegłego roku, ci sami nadawcy wespół z wydawcą „Gazety Wyborczej” Agora S.A. ponownie wystąpili do UOKiK. Tym razem złożyli wniosek o wszczęcie postępowania antymonopolowego. Zdaniem mediów prywatnych, TVP narzuca rażąco niskie ceny przy sprzedaży czasu reklamowego.
Nie pierwszy to i zapewne nie ostatni wniosek o ukaranie telewizji publicznej. Czarne chmury zbierają się nad tą instytucją już od dawna. Począwszy od ujawniającej „niuanse” telewizyjnej polityki „Afery Rywina” po najnowsze wybory nowego szefa TVP nie trudno zauważyć panoszącego się wszem i wobec „partyjniactwa”. Samo zjawisko upolityczniania mediów publicznych jest nam znane od początków ich istnienia. Co ciekawe, sama TVP przez piętnaście lat istnienia w demokratycznych strukturach nie wiele zmieniła w swoim „systemie zarządzania”. Oskarżana o sprzyjanie lewicy telewizja skrzętnie dementowała podobne przypuszczenia. Jednak oczu i uszu telewidzów oszukać się nie da. Z czystej ciekawości pokusiłem się o dokonanie porównania jakości przedstawianych serwisów informacyjnych TVP i stacji komercyjnych. Jedną z informacji dnia wyemitowanych w minionym tygodniu przez „Fakty” w TVN była ta o stale spadającym poparciu i liczbie członków w partii rządzącej. Zaraz po niej przedstawiono kulisy śledztwa dziennikarzy i policjantów w sprawie powiązań lewicy z finansowymi malwersacjami w jednym z klubów sportowych dużego miasta. Obie informacje, chociaż dotyczące tego samego kręgu politycznego miały charakter „wiadomości dnia”. Co najważniejsze ujawniały istotne szczegóły działania kręgów władzy. W emitowanych pół godziny później publicznych „Wiadomościach” na żadne z wymienionych doniesień nie znaleziono miejsca. To proste porównanie pozwoliło mi w wystarczającym stopniu ocenić „apolityczność” państwowych mediów. Nie były do tego potrzebne żadne szczegółowe analizy i raporty, wystarczyła niepełna godzina spędzona przed ekranem. Zachęcam Państwa do dokonywania podobnych porównań. Poza większą liczbą informacji można także ocenić fachowość i rzetelność w przekazywaniu informacji. Niestety i jedno i drugie nie jest domeną publicznej telewizji. Nic więc dziwnego, że jeden z poczytnych tygodników przestał nazywać telewizję „polską”, lecz „białoruską”. Zarówno w Mińsku jak i w Warszawie o tym, co zobaczą obywatele decyduje partia. Czy w tak „ułożonym” państwie można mieć jeszcze zaufanie do mediów publicznych?
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
Adam.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfeld.sejm.pl