Podobnie jak większość Polaków byłem pozytywnie zaskoczony bardzo dobrym wynikiem zeszłorocznego referendum europejskiego. Sądzę, że nadspodziewanie wysoka frekwencja i doskonały rezultat był miarą wiary Polaków w powodzenie projektu integracyjnego i w szansę na sukces Polski w integrującej się Europie. Podstawowym czynnikiem mającym wpływ na tak dobry wynik była nadzieja, że wstąpienie do Unii przyniesie nam wymierne korzyści polityczne i gospodarcze.
Osobiście stoję na stanowisku, że gospodarka jest tą dziedziną, która w największym stopniu wpłynie na naszą pozycję polityczną w Unii. To od jej siły zależeć będzie czy w przyszłości odgrywać będziemy rolę partnera czy wiecznego petenta. Od jej sukcesów będzie także zależała nasza ocena słuszności decyzji podjętej w referendum akcesyjnym.
Proces integracji oraz poszukiwania własnego miejsca w zjednoczeniu z Zachodem nie będzie jednak łatwy. W porównaniu do krajów Europy Środkowej, będących naszymi rywalami o prymat w regionie, w tym głównie Węgier i Czech, Polska jest, bowiem obarczona znacznie większą ilością problemów strukturalnych, mających negatywny wpływ na pozycję konkurencyjną naszej gospodarki. Do takich „pasywów” należą przede wszystkim duży segment, tzw. starej gospodarki odziedziczonej po PRL, nieprzystosowanej do działania w warunkach konkurencji, największe w regionie bezrobocie, wysoki stopień regulacji rynku pracy, utrudniający szybszą adaptację gospodarki do nowych warunków międzynarodowych i tworzenie nowych miejsc pracy oraz wysoki poziom zatrudnienia w nieefektywnym rolnictwie. Dynamikę gospodarki hamuje także wysoki fiskalizm i stopień jej regulacji.
Nie ulega wątpliwości, że pierwszy okres po przystąpieniu Polski do UE wymusi szereg zmian zarówno na poziomie makro jak i mikro. Do największych wyzwań dla polskiej gospodarki należeć będzie konieczność sprostania rosnącej konkurencji w walce o korzystną pozycję w ramach międzynarodowego podziału pracy, o inwestycje zagraniczne i związane z nimi miejsca pracy. Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych z jednej strony i rozwój eksportu z drugiej strony, będą więc podstawowymi czynnikami wzrostu dobrobytu. Konieczne jest także stworzenie lepszych warunków dla rynku usług w Polsce, które powinny stać się domeną naszego kraju. Polskie przedsiębiorstwa zmuszone do konkurowania z unijnymi o względy konsumentów w ramach Jednolitego Rynku, będą musiały również zdecydować się na przyjęcie wymaganych norm i standardów, co oznacza poniesienie kosztów działalności. Będzie trzeba znaleźć sposób na zbilansowanie wszystkich tych czynników.
Ale, to co przed nami jest najważniejsze, to wykorzystanie wszystkich szans związanych z integracją. Powinniśmy bacznie śledzić posunięcia w zakresie polityki społeczno gospodarczej na szczeblu unijnym. Jestem głęboko przekonany, że w interesie Polski jest konsekwentne popieranie i realizowanie przewidzianej w Strategii Lizbońskiej polityki deregulacji, uelastyczniania rynków pracy, reformy finansów publicznych, ograniczenia poziomu redystrybucji dochodów i zwiększenia wydatków na infrastrukturę i edukację. Obawiam się jednak, że nie wszystkie inicjatywy unijne będą sprzyjały procesowi nadrabiania przez Polskę zaległości gospodarczych w stosunku do aktualnych krajów członkowskich. Część propozycji nakładających kosztowne obciążenia na nowe kraje członkowskie może mieć na celu eksport kosztów i zahamowanie odpływu kapitału z obecnej „15”. Powinniśmy zatem stanowczo przeciwstawiać się wszelkim próbom narzucania nowym członkom UE zawyżonych standardów w zakresie polityki społecznej czy ekologii. Nie należy się również godzić na proponowane przez tandem francusko-niemiecki ujednolicanie polityki fiskalnej, szczególnie podatkowej. Dla Polski bowiem konkurencja podatkowa może stanowić istotny instrument przyciągania zagranicznego kapitału. Największą więc szansą dla naszej gospodarki i społeczeństwa, byłoby stworzenie z Polski czegoś, co w przenośni nazywam „europejską, specjalną strefą podatkową”. Sądzę, że zasadnym jest również postulat promowania, wspólnie z reformatorsko nastawionymi krajami unijnymi, „nowego europejskiego modelu społecznego” opartego na wzmacnianiu źródeł wzrostu i konkurencyjności, jako podstawy podnoszenia poziomu życia społeczeństw.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Polska jest i powinna być w Europie, a więc być formalnym, równoprawnym członkiem Wspólnoty, ale nie powinno to i nie musi oznaczać, iż nie będziemy uprawić własnej polityki rozwoju.
Adam Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
Adam.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfeld.sejm.pl