Przyglądając się statystykom wyroków skazujących w ostatnich latach, nie można oprzeć się wrażeniu, że niemalże na główne zagrożenie ze strony polskiego świata przestępczego wyrośli… pijani rowerzyści. Liczba skazanych wielbicieli jednośladów, pędzących na podwójnym gazie, wzrosła w ostatnich latach znacząco, co wskazuje na prawdziwą gorliwość wymiaru sprawiedliwości w karaniu tego typu przestępstw. I słusznie, bowiem pijany rowerzysta jest równie dużym zagrożeniem, zwłaszcza sam dla siebie, jaki i inni użytkownicy dróg łamiący przepisy prawa o ruchu drogowym. Tylko, że w efekcie tej specyfiki w polskich więzieniach pijani rowerzyści stali się dość dużą już grupą osadzonych – obecnie przebywa ich tam podobno prawie 5 tysięcy. Podobnie sprawa się ma na przykład z tymi co nie płacą alimentów. Zastanawiam się wiec tylko, czy też oni wszyscy powinni zaraz trafiać do więzień, czy też podlegać surowym, ale innego typu karom. To pytanie ma swój sens także ekonomiczny, bowiem koszt utrzymania każdego z nich to ponad 2,5 tysiąca złotych miesięcznie. Za kratkami wolałbym wiedź widzieć raczej morderców, gwałcicieli, bandytów, oszustów i innych tego typu powszechnie groźnych dla nas delikwentów.
Pytanie więc, czy pijani rowerzyści albo niepłacący alimentów faktycznie są tak częstym zagrożeniem dla nas wszystkich, czy też przepadkiem policja i wymiar sprawiedliwości nie obierają sobie ich za cel, bo te sprawy są łatwiejsze od innych? Dura lex, sed lex – twarde prawo, ale prawo. Rzecz więc jasna, że każdy przestępca powinien liczyć się z surowością wymiaru sprawiedliwości, ale dla państwa byłoby lepiej, gdyby w tym ściganiu przestępstw jednak pewne proporce zostały zachowane. Jak bowiem mieliśmy okazję ostatnio się przekonać, ludzie wielokrotnie skazani i dokonujący dalszych oszustw mogą niekiedy liczyć na zadziwiającą wyrozumiałość prokuratury i sądów, inni natomiast nie.
Afera Amber Gold nie jest pierwszym przypadkiem, kiedy powstało wrażenie, że polska prokuratura sobie nie radzi z przestępczością, zwłaszcza gospodarczą. Po spektakularnych sukcesach w latach 90-tych, kiedy to dzięki pracy śledczych udało się porozbijać największe polskie mafie i gangi, przyszedł czas, w którym działania wielu prokuratorów skupiają się na tym, co delikatnie mówiąc, nie koniecznie jest dla naszego bezpieczeństwa kluczowe. Tymczasem groźni przestępcy z lat 90-tych pochowali kije bejsbolowe, za to kupili sobie drogie garnitury i pokończyli kursy savoir-vivre. Dziś oszukują jak dawniej, ale robią to w wysublimowany sposób. I z takimi ludźmi czas zacząć prawdziwie walczyć.
Jak się wydaje, prezes Amber Gold cieszył się dziwną pobłażliwością niektórych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości zarówno za zarządów SLD, czy PiS, kiedy to prokuratura podlegała ministrowi sprawiedliwości i teraz, kiedy była już niezależna. To udowadnia, że ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie jest idealne. Podporządkowanie prokuratury ministrowi sprawiedliwości grozi, że prokuratura będzie ścigać wrogów politycznych, folgując kolegom partyjnym ministra, ale pełna niezależność nie może oznaczać, że „robię co mi się podoba i nikomu nic do tego”.
Zapewne w najbliższych miesiącach będziemy poszukiwać skuteczniejszych metod kontroli efektywności pracy prokuratury i zastanowimy się, jak wyciągać konsekwencje wobec tych, którzy na stanowisku sobie nie radzą. Mam nadzieję, że w polskich więzieniach spadnie więc w przyszłości liczba skazanych za jazdę w stanie nietrzeźwym na rowerze, czy niepłacących alimenty, a zwiększy się liczba tych, którzy dla zysku oszukują uczciwych ludzi po prostu ich okradając. Skończyć bowiem wreszcie trzeba z przekonaniem, że prawo jest dla biednych, a bogaci i sprytni przestępcy są bezkarni. Dobrze, żeby temu przekonaniu przeczyły także przyszłości działania polskich organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP