Rok dwutysięczny, milenijny, wydaje się wielu ludziom, iż będzie zupełnie szczególnym, innym niż wszystkie, które znamy z naszego życia. Czy to magia daty, podświadome wyzwanie czasu przemijania?… A może to tylko pragnienie przeżycia czegoś całkowicie wyjątkowego, czegoś o czym na co dzień czytamy jedynie w książkach?…
Dla większości rok ten będzie takim samym jak wiele przed nim i wiele po nim. Gdy minią sylwestrowe fajerwerki, karnawałowe zabawy i okolicznościowe podsumowania, plebiscyty oraz konkursy, będzie trzeba pracować, starać się by było lepiej – jednym się to uda, innym nie. A potem przyjdzie następny sylwester, karnawał, konkursy i plebiscyty… W międzyczasie jednak odbędą się wybory prezydenckie i dopiero potem wejdziemy w trzecie tysiąclecie. Dopiero wtedy.
Mimo, iż jest jeszcze dużo czasu, nim bomba pójdzie w górę, już przeglądamy poszczególne stajnie. Szukamy konia, który może wygrać. Czarnego konia, bo tylko taki może pokonać faworyta planowanego biegu.
Gdzie się dwóch bije trzeci korzysta. Stara zasada, wielokrotnie już w przeszłości udowadniała nam swoją prawdę. Bez skutku. Ostanie kilkanaście miesięcy swad i sporów między koalicjantami nadal wzmacniała tego, który wyciaga rekę po reelekcję, lecz ostatni bój o podatki, paradoksalnie, skonsolidował partie koalicji. Gdyby to podtrzymać, gdyby uspokoić nastroje i wyciszyć liczne różnice oraz wspólnie osiodłać młodego, choć już wprawionego w biegach konia, to wyścig mógłby być ciekawy, a wynik do końca frapujący, bo niepewny.
Czy jednak rozsądku starczy i samodyscypliny w okiełznaniu samopychy? Czy poszczególni liderzy, których nie brak w szeroko pojmowanej centro-prawicy, będą potrafili spojrzeć w dół – na ziemię – z obłoków swojej wysokości i realnie ocenić szansę poszczególnych pretendentów? Czy będą zdolni zapomnieć o swoich partykularnych interesach i codziennych celach politycznych, by ocenić dystans i obrać odpowiednią strategię oraz taktykę dla osiągnięcia horyzontalnego zwycięstwa? Dużo pytań. Za dużo. A przecież, gdy analizuje się badania opinii publicznej, wygląda na to, że nie będzie dogrywki, nie będzie drugiej tury, choć nie musi wszak tak być. Rok czasu, to dużo żeby wiele zmienić, ale mało, by z tym czekać do ostatniej chwili. Już teraz powinno się pracować nad uzgodnieniem najlepszego, wspólnego kandydata, by mógł wypłynąć wraz z noworocznym, przednim szampanem i zaszumieć w głowach Polaków. Potrzebna jest tylko dobra wola, bo wspólny cel już jest.
Cóż należy uczynić? Czy poszukiwanie czarnego konia winno przeprowadzić się wśród znanych nazwisk, jak Krzaklewski, Buzek, czy Płażyński, Balcerowicz, Mazowiecki czy Geremek, Brzeziński, Olechowski, czy Gronkiewicz-Waltz, a może szukać w ,,drugim szeregu’’?. Może tam są młodzi i wykształceni, inteligentni i ambitni ludzie o dobrej, co także bardzo ważne, powierzchowności, a zarazem o wystarczającym doświadczeniu, by nie tylko skutecznie wystartować, ale też odpowiedzialnie rządzić?
Prezydent Warszawy, Paweł Piskorski na prezydenta kraju – takie zawołanie w tym kontekście nie musiałoby być tylko pustym hasłem, oczywiści gdyby nie ustawowy cenzus wieku. Więc cóż, nadal mamy problem…
Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP