Jest 13 grudnia 1981 roku.
Środek nocy, zimowej nocy. Leżę chory w łóżku. Nagłe walenie do drzwi przerywa sen. Myślę, że może to tylko dziwny łomot w głowie, że choroba wywołuje złe sny, ale szczekanie psa dowodzi, że się mylę. Korytarz. W nim czterech milicjantów, potem „suka” i podróż do aresztu. Chodzież. Przesłuchania, przesłuchania, niepodpisana „lojalka” i znów wyjazd. Tym razem w kajdankach i z obstawą uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy. Gdzie? Do słynnych Wronek, słynnych oczywiście z więzienia.
Nikt nie mówi, o co chodzi. Co, dlaczego i za co. Wszak władza ma prawo wsadzać za kraty, kogo chce, za co chce, i kiedy chce. Ba, nawet bez powodu! Po wielu dniach dowiaduję się, że jednak był powód i to bardzo poważny. Jak zapisano w moim dokumencie internowania, według służb SB, prowadzić miałem bardzo groźną działalność – „Nawoływałem do obalenia przemocą ustroju PRL”.
W stanie wojennym zabito kilkadziesiąt osób, setki, tysiące straciły zdrowie, dziesiątki tysięcy opuściło kraj wybierając życie na emigracji, zamiast w ojczyźnie. Tak, to była przeciw narodowi wojna, wojna o władzę, o jej utrzymanie. Przez lata potem ci, co w kraju zostali, musieli znosić upokorzenia i udrękę życia „na kratki”.
Dziś, czas zaciera ostre rysy, łagodzi wspomnienia, zamazuje przeszłość. Minęły lata i pojawiły się nowe pokolenia Polaków. Jeśli nawet myślących o historii, to jednak, na co dzień dążących do budowania lepszej przyszłości dla siebie i swoich rodzin. Dlatego tak mało wspomnień i zrozumienia dla tamtych czasów. Dlatego też my, ludzi walki z tamtych lat, tak często, jak żołnierze rezerwy wspominający czasy „fali”, przypominamy sobie jedynie te lepsze, a nie gorsze chwile stanu wojennego. Ale pamięć, zwłaszcza wszystkich poszkodowanych zatrzeć się nie może i nie powinna. Bez roku 1980 i 1981, nie byłoby wolności i demokracji z roku 1989. Bez tamtych też lat, nie byłoby w przyszłości również roku 2004 – roku połączenia się Polski z krajami Unii Europejskiej.
Adam St. Szejnfeld
Posel Platformy Obywatelskiej