Rozmowy, rozmowy, rozmowy… Pod takim hasłem upłynął kolejny polityczny tydzień w naszym kraju. Rozmawiał Prezydent z liderami PO, premier z politykami partii opozycyjnych, rozmawiał Marszałek ze swoimi zastępcami… Jednak czy ktoś może mi przedstawić dzieło tych negocjacji? Można powiedzieć, że wiemy tylko tyle,
co w zeszłym tygodniu – raczkuje populistyczna koalicja PiS – Samoobrona. Partia rządząca podejmuje kroki ograniczające demokrację, a prezydium Sejmu ma poważy problem z dogadaniem się ze swoim marszałkiem. Nic nie ubyło, ani nic nie przybyło. Chaos. To jest słowo, które się nasuwa, gdy się chce ocenić 100 dni rządzenia partii Prawa i Sprawiedliwości. Pozytywny akcent tego tygodnia nadało jedynie spotkanie, jakie odbyło się w Pałacu Prezydenckim z liderami Platformy Obywatelskiej i Głową Państwa. Można by rzecz „dwór wreszcie przemówił”, co w zaistniałej sytuacji politycznej było bardzo pożądane, szkoda tylko, że nastąpiło to dopiero po inicjatywie Donalda Tuska i Jan Rokity. Oczywiście, dlatego że poszczególne szczeble władzy w Polsce nie mogą wchodzić w kompetencje innych organów, a już na pewno w uprawnienia partii politycznych, o spotkaniu na szczycie można powiedzieć tylko tyle, że przyniosło nadzieję zażegnania kryzysu, ale niestety to tylko nadzieja. Radykalne decyzje muszą podjąć jednak liderzy Prawa i Sprawiedliwości, choć nie sądzę, aby dobrym pomysłem był tu tzw. plan stabilizacyjny przygotowany przez prezesa Kaczyńskiego. Zgodnie z demokratyczną myślą polityczną, zasadą naczelną, która cechuje i odróżnia ten ustrój od innych jest to, że na scenie politycznej nie ogranicza się ilości oraz uprawnień partii politycznych napędzających życie publiczne w danym państwie. Jest to rzecz normalna, logiczna, której nikt, szanujący ideały demokracji, nigdy nie podważy. Dlatego nie można zabronić działalności partii, nawet tych lewicowo i prawicowo skrajnych oraz wielu innych. Jedyny wyjątek stanowią te organizacje, które w swoich założeniach mają krzewienie myśli i haseł nazistowskich bądź komunistycznych. W wyniku tej różnorodności rodzi się opozycja, która kontroluje i wytyka błędy partii rządzącej. Jest to zdrowy przejaw zasad parlamentaryzmu znany na całym świecie, zapewniający realizację interesu wszystkich obywateli. A, z czym możemy się spotkać obecnie w Polsce? Otóż lider PiS w swoim „palnie stabilizacyjnym” chce narzucić i zmusić demokratyczną opozycję do tego, aby rzekomo w interesie państwa nie negowała i nie krytykowała prac rządu. Populizm, absurd, zamach na wolność i nie wiadomo jeszcze, jakich sformułowań użyć, aby skomentować te bzdurne zamierzenia. Sam zamysł jest już czymś, co pachnie systemem totalitarnym. Obawiam się, że Prawo i Sprawiedliwość zapędza się w ślepą uliczkę! Przygotowując łatwe dla opinii społecznej hasła chce zrzucić całą odpowiedzialność za kryzys polityczny w państwie na wszystkich tylko nie na siebie. Różne są tego cele: powiększenie notowań w sondażach, umocnienie władzy przed wyborami samorządowymi, ośmieszenie tych, którzy głoszą inne poglądy. Nie wiadomo, co z tego przyniesie nam czas. Być może już za tydzień ruszy machina nowej kampanii wyborczej do Parlamentu, a może nie, może będziemy mieli uchwalony budżet wraz ze stabilną koalicją?… Tego, w dniu pisania tego tekstu, nie wiem. Obawiam się tylko jednego, że obecne i przyszłe decyzje Prawa i Sprawiedliwości, jakie by nie były, nadwyrężą i tak już mocno nadszarpnięte zaufania społeczeństwa do władzy, do polityków, do polityki. Szkoda!
Adam Szejnfeld
poseł Platformy Obywatelskiej
www.szejnfeld.pl