Jeżdżąc po naszym pilskim regionie szczególną uwagę poświęcam sprawom samorządu terytorialnego. No cóż, osiem lat doświadczeń powoduje, że trudno ‘’się wyleczyć z tej choroby”. Trzeba szczerze powiedzieć, iż samorządowcy nadal wspaniale radzą sobie z problemami, które wypełniają ich codzienne życie. I nie mam tu na myśli tylko wójtów i burmistrzów, czy też radnych ale także szefów ośrodków kultury, szkół, przedszkoli oraz innych samorządowych instytucji i placówek. Dla większości kłopotów występuje jeden wspólny mianownik – pieniądze. I co?… Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej, nieliczni wcale.
Podczas tych moich wyjazdów słyszę często, iż bardzo znaczne koszty gminy ponoszą w związku z prowadzeniem takich instytucji jak przedszkola lub żłobki. Trwa ciągły bój o środki z budżetu, podnoszone są stawki płacone przez rodziców, ogranicza się wszelkie koszty i często, choćby pośrednio, odbija się to na opiece nad dziećmi. A przecież nie musi tak być. Są gminy w Polsce, które dawno już sobie poradziły z tego rodzaju problemami. Bo wszak nie wszystkie zadania, które leżą w kompetencjach samorządu, muszą być wykonywane bezpośrednio i samodzielnie.
W gminie Puszczykowo, której już trzecią kadencję burmistrzuje dr Janusz Napierała – jednocześnie prezes Stowarzyszenia Wielkopolski Ośrodek Kształcenia i Studiów Samorządowych w Poznaniu – sprawę rozwiązano już w 1991r. Zamiast prowadzić przedszkola jako placówki publiczne i obciążać znacznymi kosztami budżet gminy, Rada Miasta zobowiązała Zarząd do powierzenia prowadzenia wszystkich trzech przedszkoli miejskich osobom fizycznym. Cóż to oznacza? – po prostu sprywatyzowano te placówki.
Wyboru agentów do prowadzenia przedszkoli dokonał Zarząd Miasta w drodze konkursu, a regulamin uwzględniał prawo pierwszeństwa dla dotychczasowych dyrektorów i pracowników tych jednostek. Od tej pory przedszkola stały się placówkami niepublicznymi zarejestrowanymi w Kuratorium Oświaty. Efektem tego procesu jest to, że przez minione osiem lat działały nadal na bardzo wysokim poziomie wszystkie trzy jednostki, a nawet utworzono koleją na tych samych zasadach. Ilość dzieci stosunkowo się zwiększyła, co oznacza, że opieka i edukacja jest uznawana przez rodziców za dobrą, a do Urzędu Miasta przez tyle lat nie trafiła ani jedna skarga, czy też krytyczna uwaga na ten temat. Gmina w ubiegłym roku dopłacała średnio 130 zł do jednego dziecka, a łączny koszt łożenia przez Puszczykowo na wszystkie przedszkola kosztował kasę miasta 1,83% budżetu. W roku 1990 było to aż 17%!!! Ludzie mają pracę, dzieci opiekę, a gmina pieniądze na inne, ważne społecznie cele.
Myślę, że w podobny sposób sprawy można rozwiązywać nie tylko we wzorcowo kierowanej gminie Puszczykowo i nie musi to dotyczyć jedynie przedszkoli, czy też żłobków. Także i w innych placówkach – nie tylko samorządowych – można swobodnie zastąpić drogi system ”państwowego” zarządzania prywatną przedsiębiorczością. W Polsce funkcjonują już prywatne i społeczne szkoły podstawowe, średnie i wyższe, a w innych instytucjach gotowanie posiłków, pranie, sprzątanie i ochronę powierza się prywatnym firmom. Wiemy, że rodzinne domy dziecka są efektywniejsze, nie tylko finansowo, od państwowych, a na świecie wprowadza się ten system organizacji i zarządzania nawet w więzieniach. Wszystko zależy więc od umiejętności odchodzenia od funkcjonujących kanonów i rutyny oraz pewnego rodzaju odwagi w przełamywaniu utrwalonych opinii i społecznej mentalności.
Zastanówmy się nad tym…
Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP