W mgnieniu oka minęło 100 dni rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Mimo, że czas szybko płynął to jednak ponad trzy miesiące to doskonały okres, aby podjąć kroki do realizacji planu, który został przedstawiony Sejmowi. W środkach masowego przekazu mogliśmy usłyszeć różne opinie na temat tego okresu. Co udało się zrobić a co nie, z czym były problemy, a z czym mogą być kłopoty dopiero w przyszłości…. Mnie, członkowi Gabinetu Cieniu Platformy Obywatelskiej zajmującemu się sferą gospodarki, przypadła analiza obietnic przedwyborczych PiS-u właśnie w zakresie ekonomii, gospodarki i przedsiębiorczości. Niestety, śmiało muszę powiedzieć, że realizacja obietnic gospodarczych wychodzi rządowi bardzo słabo, a posługując się szkolną skalą ocen, za samą gospodarkę z przykrością musiałbym przyznać ocenę niedostateczną. Deklaracje wyborcze brzmiały między innymi: „znacznie większe zatrudnienie może rozwiązać większość problemów gospodarczych w Polsce”. Lecz po 100 dniach rządów Kazimierza Marcinkiewicza mamy już 100 tysięcy bezrobotnych więcej w Polsce, niż wcześniej! Nie widać więc żadnej poprawy w tej dziedzinie, a wręcz przeciwnie. Nie podjęto się też stworzenia projektów, a co dopiero mówić o realizacji, ustaw mających na celu zmniejszenie kosztów pracy i uproszczenie sytemu podatkowego tak, aby przedsiębiorcy poprzez rozwijanie swojej działalności tworzyli nowe miejsca pracy. Tym samym, zrezygnowano z większości projektów i planów, o których mówiono w kampanii wyborczej. Owszem PiS woli rozdawać „ryby” aniżeli „wędki”, więc w ciągu tych ostatnich stu dni przyjęto wiele projektów ustaw w tym zakresie, ale mam pytanie – czy bez rozwoju gospodarstwa rybackiego i planu zarybień w państwowym stawie wystarczy ryb do końca kadencji obecnej formacji?!
W polityce rozkład, a w gospodarce rozkwit. Taką oto sytuację mamy w Polsce od jakiegoś czasu i bardzo dobrze (dla gospodarki i przedsiębiorców). Niestety, stan taki nie jest trwały i nie można liczyć, by mógł wiecznie charakteryzować się neutralnością tego, co dotyka politykę wobec problemów i potrzeb gospodarki. Nasz obecny przyzwoity rozwój (choć coraz wolniejszy) związany jest z kilkoma czynnikami. Pierwszy z nich, to drastycznie przeprowadzona restrukturyzacja przedsiębiorstw, głównie prywatnych, po kryzysie gospodarczym z początku lat obecnej dekady, drugi to wejście Polski do Unii Europejskiej. Wszystko to dało efekt zwiększonych obrotów, zwłaszcza w handlu z zagranicą, przekładających się na wzrost gospodarczy. Stan ten nie może jednak trwać długo i musi być wsparty progospodarczą polityką rządu. Należy uzdrowić finanse publiczne, przygotować administrację i przedsiębiorców do absorpcji środków pomocowych z UE, dokonać deregulacji prawa gospodarczego oraz zmniejszyć koszty pracy i koszty produkcji, w tym obciążenia fiskalne i zusowskie. Nie da się tego osiągnąć w trwającej permanentnie kampanii wyborczej oraz w chaosie politycznym, w którym zamiast nastawienia na budowanie, obserwujemy nastawienie na ciągłe burzenie, w tym niszczenie konkurentów politycznych, kosztem także państwa i gospodarki. Niestety, w Polsce kampania wyborcza nie skończyła się jesienią minionego roku. Trwa nadal i obawiam się, że tak będzie aż do jesieni bieżącego roku. Jak to przeżyje gospodarka? Dzięki włoskiemu syndromowi nieźle na te krótką metę, ale jakie będą tego efekty za kilka lat aż strach pomyśleć?
Adam Szejnfeld
poseł Platformy Obywatelskiej
www.szejnfeld.pl