Trzech kandydatów na jedno miejsce; starania na lata przed złożeniem wniosku o przyjęcie; wieloetapowa rekrutacja; stres, emocje i czekanie na decyzję. Niestety, najczęściej odmowną. To nie opis aplikacji o przyjęcie na uznany uniwersytet czy do prestiżowego liceum. Tak w wielu polskich miastach wygląda rekrutacja do… przedszkoli!
Od decyzji o przyjęciu bądź nie, zależy los wielu młodych rodzin, które nie mogą sobie pozwolić na to, by jedno z rodziców nie pracowało. Należy także podkreślić, iż jeśli nie zmierzymy się z problemem braku edukacji najmłodszych dzieci, to będą one w gorszej sytuacji w porównaniu ze swoimi europejskimi rówieśnikami. W Europie Zachodniej edukacja już kilkulatków jest standardem, który znacznie podnosi konkurencyjność na rynku pracy. Także zdaniem polskich pedagogów dzieci, które nie chodzą do przedszkola mają gorszy start w dorosłe życie. Obecnie, pod względem upowszechnienia wychowania przedszkolnego Polska znajduje się na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Dziś do przedszkoli chodzi mniej niż połowa dzieci w wieku 3 – 5 lat. Tymczasem, jeżeli rodzice chcą zapisać dziecko do przedszkola, często nie mają takiej możliwości. Nawet państwowe bezpłatne przedszkola w rzeczywistości wcale nie są bezpłatne.
Z pomocą najmłodszym przyszedł rząd, nowelizując w połowie lutego ustawę o systemie oświaty, dzięki której już w tym roku rodzice mogą na swój wniosek posłać sześciolatki do szkół. Aby uniknąć nagłych problemów organizacyjnych, szkoły mogą odmówić przyjęcia dziecka, jeśli nie są do tego przygotowane albo dziecko nie chodziło wcześniej do przedszkola i nie ma pozytywnej opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej. Ten przejściowy okres zakończy się w 2012 r., kiedy zacznie obowiązywać powszechny obowiązek posyłania sześciolatków do szkół. Ustawa daje też pięciolatkom w 2009 i 2010 r. prawo do miejsca w przedszkolu, a od 2011 r. obejmuje je obowiązkowym rocznym przygotowaniem przedszkolnym.
Przyznam szczerze, że byłem mocno zdziwiony prezydenckim wetem do tej ustawy. Zdaniem prezydenta „w dobie kryzysu można mieć uzasadnioną obawę, iż tak daleko idące zmiany dokonywane bez właściwego zabezpieczenia będą nieudanym eksperymentem, którego negatywne skutki dotkną najmłodszych”. Tak niejasne tłumaczenia przyczyn decyzji przez Lecha Kaczyńskiego utwierdza mnie w niezbyt radosnym przekonaniu, że była to po prostu kolejna próba rzucenia kłody pod nogi rządu, na szczęście skutecznie powstrzymana przez Sejm, który w ubiegłym tygodniu weto odrzucił.
Właśnie w dobie kryzysu warto myśleć o tych, których nie stać na dobre przedszkole. Obecnie państwo gwarantuje bezpłatną edukację tylko i wyłącznie sześciolatkom, w tzw. przygotowaniu przedszkolnym, potocznie nazywanym zerówką. Tymczasem obecny rząd chce zagwarantować dostęp do bezpłatnej edukacji dobrej, jakości również pięciolatkom. Zgodnie z nowelizacją, to państwo, a nie młode rodziny, będzie się martwić o to, czy wystarczy miejsc dla sześciolatków w szkołach i pięciolatków w przedszkolach.
Nie jest łatwo wypracować dobry kompromis pomiędzy zasobami budżetowymi a potrzebami społecznymi. Nowelizacja, dzięki której już sześciolatki będą mogły pójść do szkoły jest rozwiązaniem, które zmusza państwo i samorządy do poszukiwań jak najbardziej efektywnych metod edukacji najmłodszych dzieci. Mimo kosztów jej wdrożenia daje gwarancję zwrotu, bo dotychczasowe doświadczenia jednoznacznie pokazują, że inwestycje w edukację opłacają się zawsze.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl