Już od kilkunastu miesięcy trudno oprzeć się wrażeniu, że poziom krajowej polityki systematycznie się obniża. W ostatnim tygodniu na konferencji prasowej Andrzej Lepper z rozbrajającą szczerością przyznał, że odkąd tylko Samoobrona dopchała się do władzy, systematycznie obsadza swoimi ludźmi wszystkie możliwe stanowiska. Dzieje się tak, ponieważ, jak sam mówił: „każdy by tak robił”. Widać dla lidera Samoobrony demokracja oznacza to, że coś takiego jak kompetencje i doświadczenie nie odgrywają żadnej roli i że można bezkarnie niszczyć dobrze działające instytucje w imię interesów jednej, byle swojej, partii. Od niedawna, by pełnić najwyższe stanowiska w kluczowych instytucjach nie trzeba mieć odpowiedniego wykształcenia, czy obszernej wiedzy z zakresu zarządzanym określonym obszarem. Wystarczy znaczek Samoobrony dumnie wpięty w klapę marynarki i znajomość (a najlepiej pokrewieństwo) z kimś z najbliższego otoczenia Leppera lub innego możnego z tej partii. Żona, syn, córka, szwagier, kuzyn, kuzynka, ładna koleżanka z pracy…. To najlepsze rekomendacje.
Wygląda na to, że panu przewodniczącemu demokracja pomyliła się z rodzinnym interesem. Ale nawet tam, w rodzinnej firmie, nie zatrudnia się kogoś bez kwalifikacji. Biznes jest biznes. Tracić mogą inni, ale nie wystawia się na szwank własnego, rodzinnego interesu. No, ale co innego państwo. Urząd, agencja, państwowe przedsiębiorstwo. A, co tam. To nie nasze. Można się odkuć. Gigantyczna firma, jaką jest państwo przecież jakoś sobie poradzi, jakoś przetrwa, bo jest na utrzymaniu milionów podatników. Jeśli będzie działo się źle, podniesie się podatki, wprowadzi jakąś akcyzę, podwyższy kilka opłat i nadal będzie się kulało. Naród trochę ponarzeka, napisze o tym kilka gazet i przy odrobinie szczęścia wszystko „rozejdzie się po kościach”.
Populiści z Samoobrony otwarcie mówią, że partia jest ważniejsza niż państwo. PiS tego oficjalnie nie mówi, ale robi dokładnie to samo, co Andrzej Lepper z jego poplecznikami. Jarosław Kaczyński zawłaszcza państwo na skalę wcześniej niespotykaną. Nigdy dotychczas żaden rząd nie atakował na przykład niezawisłych sądów, czy Trybunału Konstytucyjnego. Gdyby PiS-owi udało się podporządkować Trybunał Konstytucyjny i niezawisłe sądownictwo, byłby to milowy krok do tego by Polskę zamienić w zachodnią namiastkę Białorusi, Kuby, czy Korei. Jeśli ktoś myśli, że w słowach tych jest przesada, powinien sięgnąć do historii i zobaczyć jak w przeszłości rujnowany był demokratyczny dorobek wielu państw europejskich. Jeden przywódca, jedna partia i dziesiątki, a nawet setki lat budowanej demokracji potrafiły paść w gruzach politycznej zawieruchy.
PiS zrozumiał, że nie wygra z dziennikarzami, przeciwnikami politycznymi i krytykami, jeśli nie zawłaszczy władzy całkowicie, w tym także władzy sądowniczej. W obliczu zamachu na tak newralgiczny obszar władzy państwowej jeszcze długo tolerowane będą wybryki koalicjantów, upychających wszędzie gdzie się da znajomych, szwagrów, kuzynów, ciotki, synów i córki. Dlatego tez szwagromania rozwija siew najlepsze.
Ponieważ jestem optymistą wierzę, że po obecnym kryzysie nastaną lepsze czasy, a rządy pisowsko-leperowsko-samoobronowej koalicji okażą się przejściową grypą dla naszej demokracji. A poczucie i przywiązanie do demokracji w Polsce jest na szczęście silne, bo utrwalone dziesięcioleciami walki z komunizmem i trudnymi narodzinami nowej państwowości. Nie stać nas na cofanie się w tył i odrabianie lekcji, przez które już przechodziliśmy. Nas zresztą może i nawet stać. Przywykliśmy już bowiem do walki. Nie stać natomiast naszych dzieci i wnuków. Oni powinni już żyć w cywilizowanym kraju o demokratycznym ustroju i rynkowej gospodarce. Tego nie wolno pozwolić zmienić.

Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl