By polska gospodarka zarabiała na turystyce, potrzebna jest… edukacja. Tak, edukacja, która powinna objąć swoim zasięgiem także członków rządu – z ministrem finansów włącznie – i posłów oraz senatorów.
W całej dotychczasowej historii traktowano turystykę nie jako sektor gospodarki narodowej, lecz spoglądano na nią poprzez pryzmat rekreacji, rozrywki, wypoczynku, czegoś co wiąże się raczej z uprawianiem hobby, a nie biznesu. Miało to swoje odbicie także w lokalizacji problematyki turystyki w rządzie, np. w resorcie transportu lub w Sejmie – w komisji kultury fizycznej i sportu. Obecnie turystyka zajęła należne jej miejsce w Ministerstwie Gospodarki, a w Sejmie w Komisji Gospodarki, którą mam przyjemność kierować. Doświadczenia jednak, choćby ostatnich miesięcy, pokazały, że nadal turystykę rząd i rządowa większość parlamentarna nie traktuje z należytą powagą. W projekcie budżetu na 2002r. obcięto budżet turystyki o ok. 40%, a uchwalając go ostatecznie zmniejszono w Senacie tę skromną i niewystarczającą kwotę o kolejny milion złotych. Wszystko to działo się w sytuacji, gdy Sejmowa Komisja Gospodarki krytykowała planowaną wielkości wydatków budżetowych na turystykę, jako jednoznacznie za małą. Mimo to, a może właśnie przede wszystkim dlatego, trzeba nadal starać się, by problematyka rozwoju turystyki, jako gałęzi polskiego przemysłu, zwłaszcza turystyki przyjazdowej, była lepiej postrzegana i rozumiana, a skutkiem tego i lepiej doceniana. Trzeba wiedzieć bowiem, iż inwestycje budżetu w turystkę dają największa stopę zwrotu dla gospodarki, a więc i dla państwa. Wydajemy na ten cel miliony złotych, a w różnych formach wracają do nas miliardy i to dolarów!
Niewątpliwie na to, by nasza turystyka – zwłaszcza krajowa i przyjazdowa – rozwijały się z lepszą siłą, są potrzebne większe pieniądze, miedzy innymi na promocję Polski w świecie. Tu jednak obecny rząd, w przeciwieństwie do poprzednich, nie wykazuje się nadmiernym zrozumieniem. Jest to temat, który podnoszę w rozmowach z parlamentarzystami, członkami rządu. Rozmawiamy o tym również z polskimi przedstawicielami Wydziałów Ekonomiczno-Handlowych placówek dyplomatycznych za granicą. Promocja polski i jej walorów w innych krajach musi być jednym z głównych zadań tych instytucji, nawet mimo posiadania skromnych środków. Podobne zrozumienie musi wystąpić także po stronie polskich samorządów terytorialnych Nie wystarczy zapisywanie w strategiach rozwoju naszych gmin, powiatów i województw planów wspierania turystyki. Należy to czynić! Na szczęście, bardzo wielu polskich samorządowców zdaje sobie sprawę z wagi tej problematyki dla rozwoju. Są jednak i tacy, którzy zadawalają się posiadanym programem, strategią. To nie załatwi sprawy.
No i ostatnia rzecz, przynajmniej na teraz, to… ceny. Ceny wypoczynku w Polsce. U nas na wszystkim chcemy zarobić ceną, wysoką ceną, a nie dużym obrotem. Skutek jest taki, że za niższe pieniądze, a na wyższym standardzie i z większą gamą turystycznych atrakcji można dzisiaj wypoczywać za granicą niż w Polsce. I to jest dramat. A przecież, to turystka przyjazdowa i krajowa dają pieniądze ludziom i budżetowi, to turystyka przyjazdowa i krajowa tworzą miejsca pracy w Polsce. I mimo tej wiedzy bardzo skutecznie w ostatnich latach Polacy są ,,wypychani” na urlopy, gdzieś w świat, nad południowe morza. I jadą! – bo tam nie tylko cieplej, ale i taniej.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej
szejnfeld@wp.pl
http://szejnfeld.sejm.pl