Każdy z nas zna dyskomfort, jaki się czuje czekając w urzędach na decyzje, które mają dla nas podstawowe znaczenie. Często tracimy czas i energię, które moglibyśmy wykorzystać w inny sposób, a na dodatek nie zawsze uzyskujemy decyzje, które nas satysfakcjonują. Wystarczy przecież zapomnieć papierka, lub przyjść o nieodpowiedniej godzinie, by zostać odprawionym z kwitkiem. Udoskonalenie machiny urzędniczej to jedno z najważniejszych zadań stojących przed rządem, który często próbując wprowadzać zmiany mające ułatwić życie zwykłym obywatelom natrafia na te same biurokratyczne przeszkody. Tymczasem usprawnienie polskich urzędów to nie tylko ułatwienie życia zwykłym obywatelom, ale także możliwość uwolnienia znacznym potencjałów, które drzemią w naszej gospodarce.
Nasz kraj i region wciąż intensywnie się rozwijają – powstają nowe drogi, trwają inwestycje, spada bezrobocie. Mimo to ostatnio coraz częściej słychać obawy o stan światowej gospodarki i jej wpływie na Polskę. Galopujące ceny ropy naftowej i nienajlepsza kondycja największej gospodarki świata, jaką są Stany Zjednoczony, to rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu. Odciskają one jednak swoje piętno na naszych portfelach. Nie należę jednak do osób, które pochopnie wieszczą znaczące spowolnienie wzrostu gospodarczego. Nasza gospodarka wykazała się w ostatnich miesiącach zadziwiająco odporna na wiele negatywnych wydarzeń na rynkach światowych, a nawet cechowała się pewną przekorą – rosły płace, wzrastała produkcja i konsumpcja. Nasz kraj nie jest jednak osamotnioną wyspą – negatywne tendencje w krajach, z którymi wiążą nas nici gospodarcze wcześniej czy później odcisną swoje piętno także i na naszej gospodarce.
Skutecznym lekarstwem na utrzymanie obecnego wzrostu gospodarczego jest dobre prawo, które usprawni proces podejmowania wielu ważnych decyzji. Niestety, tempo zmian legislacyjnych w Polsce jest ściśle uzależnione od machiny biurokratycznej. W rządzie i w administracji są pracownicy, którzy niedostatecznie realizują swoje zadania. Jedni mają dobre intencje, ale zwyczaj dzielenia włosa na czworo rzadko służy słusznym celom. Inni, to klasyczni specjaliści – teoretycy, którzy nie znają się na praktyce, nie wiedzą jak ludzie codziennie się borykają z rzeczywistością. Mało tego – nie interesuje ich to. Jeszcze inni natomiast mają zwyczajnie złe intencje. Chcą udowodnić, że są silniejsi, że mają rację, że nie pozwolą, że zablokują. Między jednymi i drugimi, bo to są skrajności, jest też największa grupa, dla których bezpieczeństwo oznacza status quo. Czyli to, co jest obecne, jest dobre. Boją się, bo w tym, co znają wiedzą jak się poruszać, jak sobie poradzić. Wiedzą, jak to wykorzystać, by było mi dobrze. Każda zmiana oznacza natomiast konieczność uczenia się, szkolenia, zmiany podejścia. Jeszcze gorzej jest, gdy zmiany odbierają uprawnienia, luksus uznaniowości, władzę… Wtedy jest twarde „Nie”. Intencje działań są więc różne, ale mianownik jest jeden – blokada zmian, jak najdłuższe procedowanie.
Mamy ograniczony wpływ na gospodarkę światową, ale za to możemy dużo zdziałać „na własnym podwórku” i sprawić, by ewentualne spowolnienie poza granicami naszego kraju miało jak najmniejszy wpływ na nasz poziom życia. Jeśli uda nam się przeprowadzić większość planowanych zmian (co do tego nie mam wątpliwości), usprawnimy naszą gospodarkę i dodamy jej dynamizmu. Wciąż sytuacja poza granicami kraju będzie miała szalenie istotne znaczenie, ale jednocześnie sprawimy, że nasza gospodarka stanie się bardziej elastyczna. Dzięki temu możliwe będzie dalsze podnoszenie poziomu życia Polaków i wzmacnianie rodzimych przedsiębiorstw.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl