Stare przysłowie mówi, że „zacząć jest łatwej, niż skończyć”. Te słowa doskonale pasują do reform służby zdrowia, z którymi mieliśmy do czynienia od początku lat 90-tych. Wszystkie one były szumnie zapowiadane jako panaceum na problemy z polskimi szpitalami, lecz albo się nie sprawdzały, albo, co jeszcze częstsze, nie były do końca wdrażane. Zazwyczaj ginęły w sporach politycznych lub po protestach tej czy innej grupy społecznej bądź zawodowej. Strzępy, które zostawały nie zasługiwały na miano reformy, co najwyżej zmian w jakimś kierunku. Dobrym albo złym. Chciano więc dobrze, a wychodziło jak zawsze.
Świadom jednak rangi problemu, nie chciałbym zbyt pospiesznie krytykować żadnej ekipy, które wcześniej próbowały nienajlepszą sytuację w służbie zdrowia zmienić. Na tych zmianach potykały się bowiem wszystkie kolejne rządy, bo wymagają one ogromnych nakładów, odwagi i żelaznej konsekwencji. Ale także – społecznego przyzwolenia. Dlatego za to, co dzisiaj mamy w służbie zdrowia odpowiadamy właściwie my wszyscy, a nie tylko rządzący. Blokada zmian bowiem, poprzez opór społeczny, albo polityczny, to też przecież działanie na rzecz zmian. Często jednak właśnie na rzecz zmian na gorsze.
Nikt jednak nie ma wątpliwości, że wobec obecnych problemów finansowych placówek służby zdrowia nie można siedzieć z założonymi rękami. Nasze szpitale muszą być silniejsze i bardziej zasobne finansowe. Co z tego, że mamy wiele placówek służby zdrowia, skoro nie są one w stanie wykorzystywać swoich możliwości? Na leczenie nie mają wystarczających pieniędzy, na sprzęt i urządzenia medyczne podobnie, na remonty i nowe inwestycje też. Jednym z pomysłów na większą rentowność i lepsze zarządzanie placówkami służby zdrowia jest racjonalizacja ich ilości. W ramach tego procesu, który rozpoczyna się w Polsce (na przykład w Szczecinie) jest konsolidacja, a więc łączenie placówek leżących blisko siebie, albo takich, które nawet nie leżą blisko (nie to samo miasto, nie ten sam powiat, czy województwo), ale uzupełniają się zakresem oferty medycznych usług. Dzięki temu poszczególne placówki nie tylko mogą sprawniej działać i świadczyć swoim pacjentom usługi medyczne na wyższym poziomie, ale także rozwijać się i inwestować. Scalone jednostki stają się, w myśl prawa, jednym podmiotem, choć nadal najczęściej pozostają w podobnej strukturze faktycznej (oddzielne budynki, inna lokalizacja, inne zakresy działalności….). Przykładowo, można utworzyć jedną spółkę, w skład której wchodzi kilka podmiotów, na przykład dwa, trzy szpitale, czy kliniki, albo przychodnie, itp., a udziałowcami mogą być dotychczasowe organy prowadzące, na przykład samorząd województwa, czy samorząd powiatu. Co się więc zmienia? I mało i dużo zarazem! Owszem w sprawach własności nic się nie zmienia. Właściciel pozostaje ten sam – państwo lub samorząd (ale to przecież też państwo). Natomiast, wiele się zmienia pod względem organizacji pracy i ekonomiki zarządzania takimi placówkami. I tu zauważa się to, co jest największym pozytywem takiego przedsięwzięcia – siłę synergii wzajemnie współpracujących ze sobą wielu palcówek pod wspólnym, jednym kierownictwem. Objawia się to przykładowo przy zakupach lub ubieganiu się o kontrakty. Podobnie sprawa się ma przy inwestycjach. Nieuzasadnione są więc obawy, że łączenie oznacza zamykanie, likwidację. Powiedziałbym więcej. Konsolidacja jest właśnie zaprzeczenie likwidacji i najczęściej stanowi właśnie próbę obrony przed likwidacją.
Zawsze, kiedy politycy dokonują zmian w służbie zdrowia społeczeństwo ma prawo domagać się wszystkich możliwych informacji, a politycy mają obowiązek takich informacji dostarczyć. Tak też musi być m.in. w Chodzieży, gdzie podjęte zostały już pierwsze działania na rzecz połączenia Wojewódzkiego Szpitala Chorób Płuc i Gruźlicy ze Szpitalem Powiatowym. Warto czerpać tu z udanych wzorców, jak chociażby z połączenia Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Gruźlicy i Chorób Płuc w Ludwikowie z Wielkopolskim Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy w Poznaniu. Jeśli i w Chodzieży uda się pomyślnie połączyć obydwie placówki, powstanie nowa, prężna jednostka, która będzie mogła pomagać jeszcze większej liczbie osób. Pieniądze, które zostaną w kasie dzięki oszczędnościom na administracji, czy obsłudze logistycznej będzie można przeznaczyć na podniesienie standardu usług, tak żeby nigdy już nie powstała groźba, że którykolwiek z pacjentów będzie musiał leżeć na korytarzu.
Wierzę, że służba zdrowia może działać lepiej, jeśli tylko uda się zmienić jej organizację. Trzeba przyjrzeć się, gdzie obecnie „wyciekają” pieniądze i zreformować placówki w taki sposób, by nie funkcjonowały z dnia na dzień, lecz żeby były stabilne finansowo. Uzdrowienie szpitali powinno być priorytetem dla wszystkich samorządów, bo choć zadanie to nie jest łatwe, to nie można tej kwestii odkładać. Tylko konkretne i przemyślane działania mogą sprawić, że w naszych szpitalach pacjenci otrzymają opiekę na jaką zasługują.
Wszelkie zmiany łatwo krytykować, ale czekając z założonymi rękoma będziemy świadkami nie tylko pogarszania się sytuacji, ale i wreszcie bankructw szpitali. Tak, bankructw. Należy więc chwalić samorządy terytorialne, że coraz częściej aktywnie włączają się w usprawnianie służby zdrowia, bo ich rolą jest reagowanie na potrzeby społeczności lokalnej i zaradzanie obecnym oraz spodziewanym problemom. Wykazując się tu wrażliwością i dalekowzrocznością mogą sprawić, że służba zdrowia będzie w przyszłości nowocześniejsza i bardziej zasobna.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl