Czy euro jest nam potrzebne? Wydawałoby się, że nie. Mamy w końcu swą złotówkę, do której jesteśmy od dziesięcioleci przywiązani. Europa 5 lat temu podjęła decyzję o jednej walucie, realizując plan wspólnego rynku. Polska, będąc w Unii, czerpie z niej wiele, wiele też dając. Ale konsekwencją zjednoczenia musi być także unia pieniężna. Kraje, razem z nami wstępujące do Unii, określiły termin przyjęcia pieniądza, którego dziś na światowym rynku już jest więcej niż dolara. Słoweńcy, najwcześniej spośród nowych państw europejskich, od Nowego Roku są w strefie euro. Od marca 2006 roku wszystkie towary w ich sklepach miały wywieszone ceny w tolarach /słoweński złoty/ i w euro. W obawie przed windowaniem cen i niedokładnym ich przeliczaniem /czyli zawyżaniem/ rząd wprowadził wysokie kary za takie praktyki. Czyli można. A my?
Jesteśmy oryginalni, wyjątkowi, niepowtarzalni. My – Polacy, my – każdy z nas pojedynczo. I dlatego, choć tkwi w nas potrzeba odróżniania się, to jako państwo musimy akceptować wcześniej podjęte zobowiązania, nie możemy brać, co dobre, odrzucać to, co w tej chwili nie pasuje. Bycie dojrzałym, odpowiedzialnym członkiem zjednoczonej Europy to także niepodleganie doraźnym politycznie celom, to przede wszystkim umiejętność wyprzedzania czasu, określanie dalekich korzyści. A takie daje wprowadzenie euro.
Na wspólnej walucie skorzystają przedsiębiorcy. Nie będą tracić pieniędzy na różnicach kursów między złotówką a wspólną walutą europejską. Skorzystamy my – obywatele. Inflacja będzie pod kontrolą, stopy procentowe kredytów będą niższe, łatwiej będzie można porównywać ceny.
No tak, tylko co zrobić z naszymi zarobkami? Te też będzie można porównywać. Niestety, okaże się wtedy o wiele wyraźniej, jak są skromne. Ale euro może być lekiem także i na ten ból. Porównywanie cen i zarobków, nowożytne wędrówki europejskich ludów, wolny przepływ towarów, usług i kapitału prowadzi także i do podwyżek wynagrodzeń. Widać to już nawet teraz. W zeszłym roku średnia płaca w Polsce wzrosła o ponad 4% (realnie), a jedną z przyczyn tego wzrostu były zagraniczne wyjazdy za pracą. Ci, co wyjechali, wreszcie porównali sobie wartość pieniądza – naszego i unijnego.
Vivat, euro! Obyśmy więc mogli tak zawołać już nie długo.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl
PS.
Nie zauważyłem w święta, że jednak Kevin pozostał sam w domu. Również w Nowy Rok był sam. Życzę Państwu, by każdy dzień Nowego Roku spędzili Państwo z tymi, których kochają.