Z niepokojem i ogromnym zdziwieniem obserwuję wydarzenia ostatnich dni i tygodni. Konferencja prasowa za konferencją, wypowiedź za wypowiedzią, a tym samym ciągle nowe deklaracje i odcinanie się od poprzednich. Jak długo jeszcze będzie trwało to żenujące widowisko, które przynosi już nie tylko politykom same straty, ale też całej Polsce? Niestety, pewnie wiedzą to tylko liderzy Prawa i Sprawiedliwości, którzy robią wszystko, aby Prezydent użył swoich konstytucyjnych uprawnień i rozwiązał Parlament. Ale czy nie można powiedzieć tego wprost? Prosto w oczy pozostałym partiom i całemu społeczeństwu? PiS zapewne boi się odpowiedzialności za przedterminowe wybory! Boi się wykazania, że partia Kaczyńskich nie była przygotowana do sprawowania władzy, boi się pokazania, że nie jest partią, która potrafi układać się z innymi, szukać tak ważnych w polityce kompromisów w imię wyższego celu, kompromisów zawiązywanych nie we własnym interesie, ale w interesie państwa. Tylko, czy można tę nieudolność ukryć? Przecież widać ją gołym okiem. Owszem, PiS nawołuje do tworzenia oklepanych już bloków, paktów stabilizacyjnych, rozmawia o koalicji, ale ze wszystkim, a więc z nikim, bo tak to już jest. Koalicji bowiem nie można zawiązywać ze wszystkimi. Taki pogląd więc, to fikcja i kłamstwo. Jak do tego dołoży się jeszcze oczekiwanie od pozostałych partii całkowitej bierności, zakazu oceniania działań PiS-u i krytyki jej polityków przez najbliższe sześć miesięcy, to efektem tego dążenia byłoby już tylko jedno – wprowadzenie rządów autorytarnych. Dlatego, aktualną sytuację niektórzy nazywają już wręcz próbą zamachu. Bo jak można inaczej nazwać próby narzucenia swojej woli wszystkim innym partiom, jak nie zamachem na demokrację.
Oglądając ostatnią konferencję prasową wiceprezesa PiS i zarazem wicepremiera Ludwika Dorna, miałem wrażenie, że pan minister chce wejść już nawet w głowy i rozumy członków Platformy Obywatelskiej (chodzi o nawoływanie, by członkowie PO zrezygnowali z przywództwa Donalda Tuska). Pan minister znany jest ze swoich deklaracji, np. powoływania lekarzy w kamasze, dlatego nie dziwią mnie jego tezy jakoby Donald Tusk chciał wyprowadzić kryzys parlamentarny na ulice polskich miast. Ciągłe mówienie jednak, że to PO blokuje powstanie jakiejkolwiek koalicji, to już nawet nie „zaklinanie deszczu”, to jest po prostu bezczelne wmawianie ludziom w Polsce nieprawdy. Te sformułowania są, co najmniej śmieszne, a ich poziom odpowiada nocnym audycjom prominentnych polityków PiS w jednej z toruńskich rozgłośni radiowych. Jak można mówić, że PO blokuje powstanie stabilizacji w Sejmie, jeżeli samemu próbuje się z jednej strony zawiązywać koalicję, ale tylko i wyłącznie z Samoobroną i LPR, a z drugiej strony werbować członków innych partii kupując ich stanowiska, w tym w KRRiTV?!
Cóż, obawiam się, że ta sytuacja do tego stopnia upodliła już polską politykę i zaufanie do jej funkcjonariuszy, że frekwencja w hipotetycznych wcześniejszych wyborach może osiągnąć kolejny negatywny rekord. Jednak patrząc na to, co dzieje się od października zeszłego roku, nie już nie chcę nawet myśleć o tym, co mogłoby się dziać do konstytucyjnego końca kadencji. Być może nie ma innego wyjścia, być może wcześniejsze wybory są jakimś rozwiązaniem. Ale decyzja o ich przeprowadzeniu musi być poparta racjonalnymi i prawnymi racjami. Musi być jasna, otwarta, czytelna, a jej podstawą powinien być interes państwa, a nie partykularnym interes partii Jarosława i Lecha Kaczyńskich.
Adam Szejnfeld
poseł Platformy Obywatelskiej
www.szejnfeld.pl