Kiedy już zamierzano uroczyście otrąbić początek końca kryzysu niespodziewane wieści z południa Europy kazały wstrzymać się ze świętowaniem. Problemy Hiszpanii, Portugalii a zwłaszcza Grecji pokazały w minionych dniach drugie dno kryzysu. I choć deklaracja pomocy rządów Unii Europejskiej w sprawie pomocy dla Grecji pogrążonej w 12,7-proc. deficycie i 113-proc. długu publicznym uspokoiła nieco rynki, to nie ma wątpliwości, że sytuacja ta odciśnie swe piętno na strefie euro i w konsekwencji na całej światowej gospodarce.
Nie musimy się jednak obawiać powtórki z września 2008 r. kiedy upadał amerykański moloch bankowy Lehman Brothers, a świat dowiedział się, że gospodarka USA mocno kuleje. Część ekonomistów domyślała się, że niektóre państwa UE mocno „tuningują” swoje dane makroekonomiczne zaniżając poziom deficytu budżetowego i długu publicznego. Miało to na celu ułatwić spełnienie kryterium z Maastricht, czyli utrzymanie deficytu sektora finansów publicznych poniżej poziomu 3 proc. PKB i tym samym uniknięcie sankcji ze strony Komisji Europejskiej.
Przeciągający się kryzys daje się we znaki przedsiębiorcom z całej UE, także w Polsce. Mamy jednak całą serię pozytywnych symptomów, które pozwalają wierzyć, że pomimo problemów południa Europy rynek finansowy nabierze rozpędu. Z letargu budzą się gospodarki największych państw Unii, kluczowe firmy zwiększają obroty, rusza rynek budowlany. Także w Polsce rośnie sektor usług, zwiększa się produkcja rolnicza. Polska zaczyna być ponownie coraz atrakcyjniejszym rynkiem dla zagranicznych firm, które obok uruchamiania zakładów produkcyjnych czy centrów usługowych, są coraz bardziej zainteresowane kupnem już istniejących spółek. To dobra wiadomość, bo wiele małych i średnich przedsiębiorstw, to partnerzy dużych firm, dostarczający szeroki wachlarz produktów i usług.
Mimo to wiele firm sektora MSP wciąż znajduje się w trudnej sytuacji i nie odczuwa symptomów pobudzenia gospodarczego. Dzieje się tak, ponieważ Polacy ostrożniej niż przed paroma laty wydają pieniądze. Doskonale wiedzą o tym tanie sieci handlowe, które obecnie odnotowują prawdziwe oblężenie. Sytuacja ta zmieni się, kiedy Polacy poczują, że sytuacja gospodarcza się stabilizuje. Chętniej wówczas sięgną po artykuły wyższej jakości i tłumnie wrócą do mniejszych, rodzinnych sklepów.
Na kryzysie można także zyskać – małe i średnie przedsiębiorstwa mogą obecnie przebierać na rynku pracy i zatrudniać specjalistów, dla których wcześniej ten sektor nie był interesujący. Na rynku pojawiły się tysiące znakomitych, doświadczonych pracowników, gotowych pracować za mniejsze niż dotychczas pieniądze. Ich kwalifikacje będą nieocenione za parę miesięcy, kiedy gospodarka zacznie znacząco przyspieszać.
Bardzo ważnym jest fakt, iż niemalże wszystkie firmy z sektora MSP oczekują wzrostu przychodów w bieżącym roku. Znacząco wyższych przychodów ze sprzedaży oczekują firmy świadczące usługi na rzecz biznesu. Optymizmem napawa fakt, że ożywienia oczekują także firmy przemysłowe, handlowe, a także po raz pierwszy od dawna eksporterzy i importerzy.
Według danych GUS-u w ubiegłym roku na założenie własnej działalności gospodarczej zdecydowało się 307 tys. osób fizycznych. To najwyższy wskaźnik na przestrzeni ostatnich lat i wyraźny dowód na to, że Polacy kryzysu się nie boją. O ile nie wydarzy się jakiś kataklizm na światowych rynkach w następujących miesiącach powinniśmy mieć do czynienia ze stopniowym ożywieniem w naszej gospodarce, zwłaszcza w sektorach, w których funkcjonują MSP.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl