Czy w Polsce da się wykonać konstytucyjną gwarancję jawności finansów publicznych? Czy w przyszłości będzie można porządnie kontrolować te finanse? Czy będzie można wreszcie przystąpić do liczenia kosztów wykonywania głównych usług publicznych, w tym tych, które są dla każdego z nas najważniejsze – medycznych? Czy da się w końcu zlikwidować przeróżne fundusze i fundacje, agencje i agendy, dzięki czemu, z poukrywanych przed obywatelami pieniędzy, dałoby się wreszcie sfinansować poprawę wykonywania przez państwo funkcji najważniejszych – dbałości o bezpieczeństwo obywateli, sprawne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, dobrą edukację oraz eliminowanie barier rozwoju gospodarczego? Już niedługo się przekonamy.
Rozwinięte społeczeństwo nie może funkcjonować bez sprawnych i skutecznych instytucji państwowych. Władza państwowa, samorząd terytorialny, bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości, ochrona zdrowia i ubezpieczenia społeczne, obrona narodowa, oświata i edukacja, kultura i sztuka, sport… Wszystko kosztuje. Ile? W Polsce dokładnie nie wiemy. Może zbyt wiele? Może za mało? Wiadomo, że w skali całego państwa nikt wydatków porządnie nie liczy, zwłaszcza przy tak złym i skomplikowanym tworzeniu budżetu, jak u nas. Rządy zadowalają się „dopinaniem” kolejnych budżetów, a samorządowcy często zostawiani są sami sobie z ich trudnościami.
Należałoby to zmienić i powinno to być nawet proste w naszej rzeczywistości, gdyż wiadomo, że zdecydowana większość Polaków jest przychylnie nastawiona do wszelkich działań poprawiających sprawność aparatu państwowego, zmniejszających biurokratyczne skostnienia i zwiększających efektywność oraz skuteczność pracy administracji. Jednak przez kolejne lata rządów, tak ,,lewicowych” jak i ,,prawicowych”, nie podjęto nawet próby naprawy finansów państwowych i usprawnienia aparatu administracyjnego. Dlaczego? Może dlatego, że nasze państwo nadal jest zorganizowane branżowo i nie jest więc nieodporne na branżowe naciski? Urzędnicy i kolejarze, górnicy i lekarze, nauczyciele i rolnicy, hutnicy i pielęgniarki… Wciąż są mnożone różne branżowe ,,reformy” i „modernizacje”, „restrukturyzacje” i ,,aktywizacje”… Straż pożarna. Wyjazdy – od pożaru do pożaru…
Jednym z lekarstw na ten stan rzeczy miał być samorząd terytorialny i decentralizacja władzy (oraz pieniędzy). Czy jednak tak się stało? Nie, bo i tu od początku powstania w 1990 r. gmin, a ostatnio powiatów i województw, ,,branżyści” toczą zaciekłe spory z samorządowcami. Na początku chodziło o szkoły podstawowe, a potem o średnie, teraz o drogi i ochronę zdrowia. Tematów jest więcej, oczywiście, że znacznie więcej. O swoje też rywalizują związkowcy i pracodawcy (oczywiście kosztem bezrobotnych), a państwo w tych sporach stało się już tylko bezsilnym gwarantem równego dostępu do usług i świadczeń, dając co róż coś tym, którzy w danym momencie są silniejsi. Żadnego planu, żadnego programu, żadnej filozofii, żadnych perspektyw.
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć też, iż władza tylko formalnie pozostała w „Centrali”. W budżecie państwa również jest jej już mniej. Gdzie ona jest więc? Przeszła do kas chorych, do funduszy celowych, do agencji rządowych… Przeszła tam, gdzie ją trudniej kontrolować i to jest jedna z ważniejszych chorób drążących nasze finanse publiczne oraz struktury rządzenia.
Ten stan rzeczy trzeba zdecydowanie zmienić. Władzę (i pieniądze) trzeba odebrać aparatowi administracyjnemu i oddać tam, gdzie jest jej miejsce – władzom krajowym i samorządowi terytorialnemu. A więc tam gdzie pieniądz jest policzalny, a władza kontrolowana. Bez zmian w finansach publicznych i strukturach władzy, zmian na lepsze nie będzie. Zmiany będą tylko pozorowane.
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej