Rząd przedstawił w Sejmie projekt budżetu na 2004 rok. Przedstawił i obronił go przed odrzuceniem już w pierwszym czytaniu, mimo katastrofalnie złych opinii, jakie wydają temu dokumentowi nie tylko politycy opozycji (tych można zrozumieć), ale też analitycy i eksperci ekonomiczni. Najwięcej zastrzeżeń jest do wielkości deficytu. W zaproponowanym projekcie najgroźniejszy jest bowiem bardzo wysoki poziom deficytu budżetowego, oficjalnie wynoszący 45,5 mld zł. Niestety, przy uczciwym liczeniu, i to nie wszystkich pozycji, przekraczać on będzie grubo ponad 60 mld zł. Dowodem tego, że jest to problem niebywały były wystąpienia nawet przedstawicieli kolacji rządowej pod wodzą SLD. Padły apele o pomoc rządowi w pracach sejmowych, o cięcia wydatków, zachęcano i deklarowano słaby opór przy wszystkich tego rodzaju zmianach. Ale najsilniejszą odsiecz Leszkowi Millerowi (no i nam wszystkim) zadeklarował sam wicepremier, minister Jerzy Hausner przygotowując założenia planu cięć wydatków na przyszłe lata. Mają one wynieść w 2004r. – ok. 2,6 mld zł, w 2005r. – ok. 9,5 mld zł, w 2006r. – ok. 7,7 mld zł i w 2007r. – ok. 12,6 mld zł.
Tak, jesteśmy w bardzo złej sytuacji ekonomicznej, a mimo to obecny rząd w ogóle nie podjął koniecznych reform finansów publicznych, jedynie szczątkowo i to w bardzo pokrętny sposób zmienia system podatkowy oraz, co najgorsze, przesuwa jak widać, główne oszczędności w wydatkach na 2005 rok i lata następne. A trzeba wszak pamiętać, że rok 2004 będzie rokiem wyborów do Parlamentu Europejskiego, 2005r. będzie rokiem wyborów prezydenckich i parlamentarnych, a w 2006 wybierać będziemy władze samorządowe. Czy lata wyborcze pomagają w poważnych zmianach, zwłaszcza odbijających się na wszystkich, czy też nie, to już pozostawię bez komentarza, ale czy Jerzy Hausner ma prawo decydować, a przede wszystkim gwarantować za inne, przyszłe rządy, to już inna historia. Uważam, że nie. Ponadto, słyszeliśmy już do tej pory od SLD deklaracje likwidacji na przykład (też w ramach oszczędności) funduszy i agencji, Senatu, czy ograniczania administracji i biurokracji i jakoś niewiele z tego wyszło. Czy teraz jest sytuacja inna, uzasadniająca przekonanie o możliwości faktycznego wszczęcia reform? Wszczęcia i zakończenia? Zobaczymy, w każdym bądź razie, aby rozpocząć choćby nawet rozmowy na ten temat muszą paść podstawowe gwarancje. Na pewno nie jest nią kontestacja całego planu przez głównego koalicjanta SLD a więc Unię Pracy. Może więc SLD dogada się najpierw ze swoimi koalicjantami, a potem z opozycją. Wszak władza zobowiązuje!
Adam St. Szejnfeld
Poseł platformy Obywatelskiej
Ada.Szejnfeld@sejm.pl
http://szejnfgeld.sejm.pl