Wrzesień to miesiąc podsumowań dla każdego rolnika – czas, w którym sporządza się bilans plonów i zysków, a także podejmuje się decyzje na przyszłość. Świetną okazją są dożynki, największe w roku gospodarskie święto rolników, będące ukoronowaniem ich całorocznego trudu, obchodzone po zakończeniu wszystkich najważniejszych prac polowych. W PRL-u przez długie lata gospodarzami dożynek byli przedstawiciele władz administracyjnych różnych szczebli, (od gminnych do centralnych) i miały one charakter arcypolityczny. To nie był hołd i szacunek dla trudu rolnika, dożynki wyrażały uznanie i poparcie dla ówczesnej władzy. Żeby jednak zachować pozory, pojawiały się w nich również elementy tradycyjne, jak chociażby uroczyste pochody z wieńcami. Dopiero po przemianach 1980 roku dożynki zmieniły swój charakter: pozostając nie tylko świętem rolniczego stanu, ale stały się jednocześnie uroczystością wyznaniową, religijną i dziękczynieniem Opatrzności za szczęśliwie zakończone żniwa oraz zebrane plony.
Każdego tygodnia, gdy tylko mogę wyrwać się z Warszawy, uczestniczę w we wspaniałych i kolorowych wielkopolskich dożynkach. Uroczyste te, ale i zarazem radosne, realizowane z humorem imprezy są wspaniałą okazją do spotkania się z rolnikami i samorządowcami, by porozmawiać o tym, jakie wyzwania stoją przed współczesnym rolnictwem. W tym roku wielu z nich dotkliwie odczuło kaprysy aury – w samej Wielkopolsce straty z powodu suszy przekroczyły miliard zł., a nie brakowało wsi i gmin, gdzie te straty przekroczyły 70% zbiorów! Wobec tych danych trudno było prawdziwie świętować, ale można było podziękować rolnikom za ich trud włożony w pracę.
Niestety, na aurę nikt nie ma wpływu, ale tam gdzie jest możliwość, należy wspierać w Polsce produkcję rolną. Polska żywność ma bowiem silną pozycję nie tylko na rynku rodzimym, ale i za granicą, gdzie cieszy się opinią smacznej i zdrowej. Czas jednak, by nasze produkty rolne w jeszcze większym stopniu zaczęły zdobywać rynki zagraniczne. Cieszę się widząc w sklepach poza Polskie rodzime produkty, ale uważam, że wciąż jest ich tam za mało. Czas więc, by naszą żywność docenili konsumenci nie tylko na Zachodzie – w Niemczech, Francji czy Włoszech – ale i na wschodzie. Kluczem do tego jest wysoka jakość produkcji i cieszę się, że od paru lat wzrasta ona zauważalnie. Ale jeszcze ważniejsze jest umiejętne promowanie polskiej żywności na rynkach trzecich. To jednak jest już zadaniem nie tyle samych rolników, ale ludzi władzy samorządowej i rządowej.
Bez wątpienia dalszy rozwój rolnictwa polskiego wymaga inwestycji w infrastrukturę techniczną na wsi i w infrastrukturę rynkową. Oznacza to uruchomienie nowych i usprawnienie już istniejących giełd towarowych, rynków hurtowych, systemów informacji rynkowej i promocję eksportu. Proces ten jest związany jest także z koniecznością koncentracji produkcji rolnej w Polsce i rozwojem stopnia zorganizowania producentów rolnych.
Ważne jednak, by pomimo zmian nasze rolnictwo zachowało swój tradycyjny charakter, w którym rozwój i innowacje nie niszczą dorobku tradycyjnych społeczności wiejskich i niepowtarzalnego krajobrazu rolnego. Tylko, jeśli uda nam się pogodzić nieustające tendencje do podnoszenia jakości z dotychczasowym dorobkiem mamy szansę na europejski sukces i wzrost dochodów gospodarstw rolnych. Wierzę, że na kolejnych dożynkach będzie więcej powodów do świętowania, bo polscy rolnicy będą żyli lepiej a ich produkty będą się cieszyły jeszcze większą popularnością w kraju i w Europie. Dzięki temu polska wieś będzie nie tylko spokojna, wesoła, ale przede wszystkim dostatnia.
Adam Szejnfeld
www.szejnfeld.pl