Jan Kowalski. Nie jest mu łatwo. Otwiera rano lodówkę, a tam jedynie trochę margaryny, resztki żółtego sera i już nieco przywiędły ogórek. Niestety, nie było go stać na to, żeby zrobić wczoraj porządne zakupy. Do tego nie wiadomo, czy córka będzie miała nadal pracę, ponieważ w je firmie zapowiedzieli kolejne cięcia etatów. Może będzie musiał zamieszkać z nią i z jej rodziną, łatwiej przecież utrzymać jeden dom niż dwa. Zaoszczędzi na rachunkach i może będzie mógł w końcu wykupić wszystkie leki. Każdego dnia kładzie się spać, bojąc się o to, co przyniesie mu jutro…
Tak właśnie miało wyglądać życie przeciętnego Polaka pod rządami Platformy Obywatelskiej. Znikająca z lodówki żywność i mdlejące z głodu maskotki stały się symbolami kampanii wyborczej PiS z 2005 roku. A jak było naprawdę? Czarna wizja kreślona przez Prawo i Sprawiedliwość nie sprawdziła się. Ba, okazała się czystym kłamstwem. Zarobki Polaków bowiem podczas rządów Platformy Obywatelskiej rosły, i te przeciętne, i te w zakresie płacy minimalnej, jak i te z rent oraz emerytur, i te w rolnictwie, bezrobocie natomiast spadało, a pracy przybywało. W końcu, w 2015 roku, w Polsce było najwięcej miejsc pracy – ponad 16 milionów – w całej naszej historii, a bezrobocie spadło poniżej dwucyfrowego pułapu. Do tego stało się to wszystko w czasach największego kryzysu gospodarczego po drugiej wojnie światowej. Platforma pokazała więc, że zna się na ekonomii i gospodarce, że zna się na rządzeniu, i że efekty jej pracy mogą służyć większość. Większości, bo nigdy z żadnej władzy i nigdzie nie są zadowoleni wszyscy, no chyba, że w Rosji. Ale to już inna inszość.
Mimo to okrzyknięto, że kraj jest w ruinie i trzeba go pilnie ratować przed ostatecznym upadkiem… Pod tym szyldem minione wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość i… okazuje się, że te polityczne złośliwości mogą się niestety ziścić, ale nie z powodów pomysłów PO, lecz właśnie PiS. Obecna władza nie potrzebowała wielu lat, wystarczyły jej tylko 3 miesiące, aby Polacy naprawdę zaczęli mieć poważne powody do obaw. Złoty przegrywa bowiem z innymi walutami, giełda galopuje po równi pochyłej, dziura budżetowa rośnie, koszty obsługi długu ciążą publicznym zadaniom, podatki rosną, a za nimi koszty utrzymania zwykłych ludzi. Nie wszyscy to oczywiście jeszcze odczuwają, ponieważ jest to proces. Widać to na razie „na liczbach”, ale niebawem może mieć już i namacalny efekt.
Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że PiS uważa, iż wystarczy zabrać tym, którzy mają więcej i dać tym, którzy mają mniej i już od samego tego zabiegu świat będzie lepszy. Takie to proste, jak w legendzie o Janosiku. Zgniłe korporacje, rozpasane banki, bezwstydne sieci handlowe i hipermarkety pławią się w pieniądzach, które są na wyciągnięcie ręki! Wystarczy tylko po nie sięgnąć i w ten cudownie łatwy sposób rząd będzie mógł nie tylko sfinansować nawet najbardziej kosztowne obietnice wyborcze, ale przy okazji utrze jeszcze nosa tym, których tu, nad Wisłą, nie chce! Nic bardziej mylnego. Nikt bowiem nie mówi, kto faktycznie zapłaci za podatek bankowy i ustawę frankową, kto zapłaci za podatek od niedzieli i sobót w handlu, kto zapłaci za krótszy wiek emerytalny, albo kto zapłaci za 500+ i reformę oświaty. Nikt nie mówi, kto zapłaci za ten, czy inny pomysł „ekonomistów dobrej zmiany”. Bo, gdyby powiedziano, to ludzie wyszliby na ulicę, ale nie w obronie demokracji, lecz własnych, domowych budżetów!
Prawda jest niestety taka, że kosztów tych nie poniosą zagraniczne firmy i banki. Nie zapłaci za to także rząd, bo polski rząd, jak każdy inny na świecie, nie ma własnych pieniędzy. Ma nasze. Kto więc zapłaci? My, Obywatele! Zapłacimy w podatkach, które niebawem na nas nałożą, zapłacimy w parapodatkach, które już wchodzą, w końcu zapłacimy w podwyższonych cenach, tych w bankach, tych w sklepach, tych przy zakupie mieszkania albo po prostu paliwa do samochodu, czy rolniczego ciągnika. Wszędzie. Rząd zabierze więc nam wszystkim z jednej kieszeni i włoży do drugiej kieszeni. I tyle. Ale tego nawet Janosik by się już powstydził.
Adam Szejnfeld
Poseł do Parlamentu Europejskiego