Słucham, czytam i nadziwić się nie mogę. Sojusz Lewicy Demokratycznej, jako współtwórca m.in. gospodarczego i naukowego rozkwitu Polski, spadku do zera stopy bezrobocia, radykalnego wzrostu płac nauczycieli i służby zdrowia, zawsze mienił się ugrupowaniem zdecydowanie popierającym przeprowadzenie reformy administracyjnej kraju, choć nie zrobił nic, aby ją faktycznie urzeczywistnić. Owszem, można dziś mówić, że kije w szprychy wkładało im w tym względzie Polskie Stronnictwo Ludowe, jednak nie zatrze się tym opinii społecznej wizerunku celowej gry na zwłokę i na swoiste… przeczekanie. Jaki był w tym cel? Rzecz można rozszyfrować bardzo prosto, a najlepiej na przykładach choćby Bydgoszczy i Opola.
Warto przecież było czekać, aż mapę podziału administracyjnego Polski zrobi ktoś, komu będzie można w zamian za to dać wspaniałą szkołę socjotechniki i żerowania na cudzych pragnieniach i dążeniach. Oto mamy sytuację, w której m.in. Bydgoszcz i Opole bronią dosłownie, jak niepodległości, prawa do utworzenia na ich terytorium województw samorządowych. Mają do tego prawo i wszystko wskazuje na to, że ich dążenia są uzasadnione. Jednak w pierwszych szeregach ich obrońców i orędowników znajduje się nie kto inny, jak któryś z posłów lewicy, wymachujący srodze ministrowi Michałowi Kuleszy, aby broń Boże nie przeprowadzał reformy na łapu-capu, a wsłuchał się w głos społeczeństw tam mieszkających i …faktów. A fakty są takie, że najlepiej zbijać kapitał wyborczy na uzasadnieniach, które samemu się tworzy, na wołaniu, jaką to krzywdą jest reforma w proponowanym kształcie i że przecież My, zrobilibyśmy to zdecydowanie lepiej. No właśnie Panowie, zrobilibyście! Był na to i czas i miejsce, niezmącone głosami opozycji na tyle silnymi, aby mogły coś popsuć. Mało, pewnie i by pomogły. Był i własny prezydent, przychylnym okiem patrzący na sprawę. Ale w tym przypadku „pańskie oko konia nie utuczyło”. Tworząc własną koncepcję, nieuchronnego przecież i ze wszechmiar potrzebnego podziału administracyjnego kraju, tuż po prezentacji projektu rządowego, Sojusz Lewicy Demokratycznej chciał zyskać sporą rzeszę niezadowolonych zwolenników reformy i ich głosy w przyszłych wyborach. Zabieg sprytny, aczkolwiek nieuczciwy. Komentarz zostawiam Państwu…
W województwie pilskim nie ma, jak dotąd, spektakularnych aktów sprzeciwu wobec tego, co ma nas czekać po 1 stycznia 1999 roku. Wyróżnia się jednak na tym tle, sytuacja Trzcianki i Czarnkowa. Te dwie, niezwykle znaczące dla siły i potencjału Regionu Pilskiego gminy, znalazły się w sytuacji nie do pozazdroszczenia chyba żadnemu z wójtów, czy burmistrzów innych miast i miejscowości. Propowiatowe dążenia Trzcianki, wydają się być na wskroś uzasadnione i przekonujące. Sporo ponad szesnaście tysięcy mieszkańców, ponad półtora tysiąca podmiotów gospodarczych, dwie szkoły średnie, 67 kilometrów dróg gminnych i lokalnych, bezpośrednie połączenie z Warszawą i Berlinem, kilka obiektów turystycznych i wypoczynkowych z prawdziwego zdarzenia oraz siedziby blisko wszystkich instytucji i urzędów o charakterze ponadgminnym – to niemal pełen obraz Trzcianki. Są jeszcze ogromne starania m.in. burmistrza Pawła Kolendowicza i przewodniczącej Rady Miejskiej Hanny Dolaty oraz mieszkańców gminy w tym, aby „Trzcianka powiatem stała”. Osobiście dawałem temu dążeniu wyraz niejednokrotnie podobnie, jak i w sprawach przynależności innych miast i gmin Regionu Pilskiego, np. Połajewa, Wyrzyska, Wronek, Łobżenicy czy Wałcza.
Rząd Jerzego Buzka zapowiedział, że przy reformie administracyjnej będzie bardzo poważnie brał pod uwagę dążenia i zapatrywania wszystkich mieszkańców małych ojczyzn. Taką małą ojczyzną jest właśnie w naszym województwie Trzcianka i taką samą małą ojczyzną, o podobnych walorach oraz świetnie rządzoną przez Franciszka Strugałę i rozwijającą się, jest Czarnków. To miasto chce i ma prawo być silnym i ważnym dla Wielkopolski powiatem. Te dwa miasta jednakowo zasługują na to, by były stolicami przyszłych starostw. Mają ku temu słuszne aspiracje i uzasadnione argumenty. Obawiam się, że nieuwzględnienie tego w Warszawie, może na długie lata postawić betonowy mur, między dobrymi przecież sąsiadami. Wierzę, że do tego nie dojdzie.
Stan ten dowodzi starej prawdzie, że w życiu ciągle stajemy przed jakimiś wyborami. Życie jest jednym wielkim wyborem. Tylko, że jedni mają odwagę przed wyborami stanąć, dokonywać ich i brać odpowiedzialność, inni wolą się tego niepodejmować i na nich żerować.
Adam Stanisław Szejnfeld
POSEŁ NA SEJM RP
PS. Korzystając z okazji, składam życzenia wesołych i obfitych Świąt Wielkiej Nocy wszystkim czytelnikom Tygodnika Pilskiego.