Czujność, dobrze, że choć nie rewolucyjna, musi być ciągle zachowana. Nie wolno się cieszyć, że coś się udało, że komuś się pomogło, że jest sukces, do którego zresztą zaraz się ktoś dopisze, ale co tam…, byle był, byle trwał. Niestety, w pracy parlamentarnej okazuje się, że uchwalenie jakiegoś dobrego przepisu, nawet wejście jego w życie i bez skutków negatywnych funkcjonowanie w praktyce, nie oznacza, iż będzie on obowiązywał wiecznie, albo choćby długo. Życie jest zmienne, ludzie są zmienni, a ponoć tylko krowy nie zmieniają poglądów. Więc ,,Nie-krowy” mają ciągle pole do popisu.
W 1998 roku wniosłem do Sejmu projekt zmiany ustawy o rachunkowości. Jej celem było zwiększenie progu przychodów małych i średnich firm, powyżej którego musiały one przechodzić na bardziej kosztowną i biurokratyczną formę rozliczania się z fiskusem, a więc chodziło o to by coś było prostsze i tańsze. Przedsięwzięcie się udało, choć nie bez problemów. Limit o 100% wyższy, jaki zaproponowałem, został przyjęty przez Sejm, Senat i prezydenta. Cieszyli się przedsiębiorcy, cieszyłem się ja, ale pewnie ktoś się nie cieszył. Nie zdążyło minąć dwa lata, a w nowej nowelizacji ustawy o rachunkowości, niektórzy posłowie, członkowie Komisji Finansów Publicznych, chcą obniżyć wspomniany limit o 50%. Cofanie się wstecz. Nie służy to gospodarce, której tego co potrzeba najbardziej, to stabilizacji, w tym stabilizacji prawa! Służy pewnie komuś innemu. Jak mówi się w kuluarach – księgowym; będzie więcej pracy i więcej pieniędzy do zarobienia. Zamiast zająć się czymś innym, nowymi, następnymi sprawami, muszę wrócić do tej, którą uznałem już za zamkniętą. Czyż nie szkoda czasu, energii, pracy?!…
Kilka miesięcy temu – tak niedawno, w maju – stoczyłem istną batalię o zmianę ustawy Prawo energetyczne. Chodziło głównie o przepisy powodujące zmniejszenie kosztów inwestycji dotyczących przyłączy energetycznych do budowanych obiektów – domów mieszkalnych, warsztatów rzemieślniczych, fabryk. Po wielu rozmowach i negocjacjach, w tym prowadzonych w nocy, przed głosowaniem poprawek Senatu, udało się osiągnąć konsensus między Unią Wolności, popierającą moje poprawki, a AWS i SLD, które wcześniej były im przeciwne. Ustawę uchwalono, prezydent ją podpisał, a ceny przyłączy spaść miały aż do ¼ ich dotychczasowej wysokości. Nie minęło jednak wiele czasu, jeszcze pewnie nikt nie zdążył zaoszczędzić na swojej budowie, a już wniesiono do laski marszałkowskiej nowy projekt ustawy znoszący osiągnięcie sprzed kilku miesięcy. Podpisany jest przez posłów SLD. Jeśli by przeszedł, ile by na tym się straciło, kto się już przyłączał, to wie, kto się nie przyłączał, to się dowie.
Co mam zrobić? Nic! Trzeba znów wziąć się do roboty. Dobrze, że w nawale pracy, druków i pism, propozycja została zauważona. Będzie trzeba wszystko zaczynać od nowa. Ale czy nie mógłbym zająć się już czymś, co jest być może obecnie ważniejsze?… Zresztą, to tylko dwa przykłady z ostatnich dosłownie dni. Przypadków takich jest więcej. Tak pracuje się ciągle, a zbiory polskich przepisów prawa, ustaw, rozporządzeń rosną i rosną. Niedługo nawet prawnicy będą mięli kłopoty w tym wszystkim się rozeznać. Dlaczego wiecznie trzeba powracać do spraw już wcześniej uzgodnionych i załatwionych? Dlaczego nie można budować stabilnych podstaw naszego bytu i rozwoju? Dlaczego wiecznie trzeba zawracać rzekę kijem ?!
Adam St. Szejnfeld
Poseł na Sejm RP