Chciałoby się rzec: lepiej być zdrowym i bogatym, niźli biednym i chorym. To fakt niezaprzeczalny. Jednak nie wszystko da się zrobić od razu. Po latach zapóźnienia nie tylko znaczna część naszego społeczeństwa jest w trudnej sytuacji materialnej, ale także w nie najlepszej kondycji zdrowotnej. Skoro o nasze pieniądze możemy zatroszczyć się samodzielnie zwłaszcza, gdy stworzone zostaną odpowiednie mechanizmy i znikną bariery hamujące przedsiębiorczość, jaką cechują się Polacy, to pozostaje ta druga część powiedzenia – chciałoby się być zdrowym. A jak już coś, nie daj Boże się nam przytrafi to leczyć się chcemy w godnych warunkach.
Czy po dziesięciu z górą latach stworzone zostały takie warunki? Czy możemy w pełni liczyć na to, że w trudnej, życiowej sprawie znajdziemy opiekę, na jaką zasługujemy? Odpowiedź na te pytania widzimy zawsze wtedy, gdy skorzystać musimy z opieki medycznej. Niestety owe dziesięć lat nie przyniosły wielkiej zmiany w funkcjonowaniu służby zdrowia.
Z wielkim niepokojem obserwujemy aktualną sytuację w ochronie zdrowia. Zakładane reformy, które miały być panaceum na wszelkie zło skostniałego systemu służby zdrowia nie dały spodziewanych i tak szumnie zapowiadanych zmian. Nadal problematyczna jest ogólna dostępność i jakość świadczeń. Nadal w przychodniach są kolejki. Pojawiła się natomiast nowa jakość – limity. Teraz limituje się nasze zdrowie. Kasy chorych, które w naszym imieniu zarządzać miały naszymi pieniędzmi stały się oazą stanowisk i etatów dla partyjnych kadr. Miast dbać o nasze zdrowie, dbają one głównie o to, by nie przekroczone zostały limity.
Rozmawiałem swego czasu z jednym z byłych dyrektorów wydziału zdrowia w urzędzie wojewódzkim. Urząd ten, zanim pojawiły się kasy chorych, rozdysponowywał pieniądze na poszczególne placówki zdrowia w województwie. Robił więc dokładnie to samo, co dzisiaj robią kasy chorych. Tylko nie było przetargów na usługi, nie było całej otoczki niby wolnego rynku medycznych świadczeń. Po prostu każdy szpital, każdy ZOZ dostawał tyle ile musiał mieć by leczyć. Była wszak jedna różnica – ów dyrektor dysponował pieniędzmi i zarządzał nimi mając do pomocy kilku tylko pracowników. Kasy chorych zatrudniają setki ludzi, czerpiąc całymi garściami z płaconych przez nas składek na ochronę zdrowia. Powstała biurokracja, która bez „walki” nie podda się, dowodząc jedynej słusznej roli, jaką ma owa kasa do spełnienia.
Mając to na uwadze Platforma Obywatelska proponuje likwidację kas chorych w obecnym kształcie. Powie mi ktoś – no tak, po dwóch latach działania i ogromnych kosztach likwiduje się coś, co miało przynieść nam, pacjentom pomoc. Owszem, choć koszty były duże, nie pozostaje nic innego jak zlikwidowanie czegoś, co nie spełniło naszych oczekiwań. Mniejsze bowiem będą straty, tak moralne jak i finansowe niż ciągnięcie w nieskończoność i „ulepszanie” złego systemu.
Mówiąc o likwidacji czegoś warto zawsze podać alternatywne rozwiązanie. Platforma Obywatelska wychodzi z założenia, iż w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia wszyscy muszą mieć takie same prawa i możliwości leczenia. Należy jednak precyzyjnie określić ramy tego prawa. Stąd też niezbędne jest szybkie wypełnienie gwarancji zawartej w artykule 68 Konstytucji. Zapisano w nim, że obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielanych świadczeń określa ustawa. Tyle suchy zapis. Ale jest to zapis najważniejszy w naszym kraju, bowiem zapis konstytucyjny. Państwo musi więc z niego się wywiązać. To, że dotąd nie ma ustawy określającej zakres świadczeń zdrowotnych wynika głównie z tego, że rząd zdając sobie sprawę z faktu, iż wszystkiego nie da się zapewnić zwlekał z przygotowaniem owej ustawy. A trzeba powiedzieć sobie wprost, iż nie ma na świecie państwa, które stać jest na bezpłatną opiekę zdrowotną w nieograniczonym zakresie. To niewygodna dla każdej rządzącej ekipy prawda. Lecz skoro nie powie się tego wprost, udając iż można wszystko, to po prostu oszukuje się obywateli. My tego nie chcemy.
Mając taką postawę, jasno określony zakres bezpłatnych świadczeń zdrowotnych można dopiero budować cały system opieki medycznej. Stąd też proponujemy, by 70 procent pieniędzy publicznych dotychczas przeznaczonych na finansowanie ochrony zdrowia przeznaczonych zostało na finansowanie świadczeń bezpłatnych. Wiemy, iż wiele środowisk politycznych niechętnych jest takiemu postawieniu sprawy, do uczciwego zaprezentowania społeczeństwu zakresu tych świadczeń. Lecz tylko w ten sposób można zapobiec dyskryminacji wielu obywateli w dostępie do ochrony zdrowia. Musi także wreszcie zadziałać podstawowa zasada, która obowiązywać miała w obecnej reformie – pieniądz idzie za pacjentem. Bo to przecież są nasze pieniądze i to my, nie kasy chorych mamy decydować gdzie i u kogo chcemy się leczyć. Tego nikt nam nie może narzucać.
Mamy świadomość tego, że troska o zdrowie, leczenie kosztuje coraz więcej. Coraz droższe są procedury, coraz droższe leki (nie zawsze ceny leków są uzasadnione kosztami produkcji, ale to już inna kwestia). Ale wiemy też, że zdrowie jest wartością bezcenną, jego zachowanie pociąga za sobą wiele ludzkich wyrzeczeń, które muszą być wsparte pomocą państwa. Nie można ochrony zdrowia pozostawić wyłącznie mechanizmom rynkowym, bowiem zdrowie nie jest towarem, lecz prawem każdego obywatela. I do takiej właśnie sytuacji chcemy doprowadzić. Może wtedy uda się nie tylko być zdrowym, ale także, mając zdrowie być choć trochę bogatszym…
Adam St. Szejnfeld
Poseł Platformy Obywatelskiej