Wolę mieć do czynienia z wyborczym oszustwem, niż z ekonomiczną głupotą – Wywiad Radosława Święcickiego z posłem Adamem Szejnfeldem:
Być może przyjdzie czas otrzeźwienia gorących głów i zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości nie zostaną zrealizowane. Wolę mieć do czynienia z wyborczym oszustwem, niż z ekonomiczną głupotą – mówi w rozmowie z portalem B2-biznes.pl Adam Szejnfeld, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej, były wiceminister gospodarki.
W trakcie niedawnej konferencji Lewiatana „Jaka polityka przemysłowa?” powiedział Pan, że istnieje ryzyko, iż Polska może wpaść w „pułapkę średniego dochodu”. Jak można temu zapobiec?
Zagrożenie „pułapką średniego dochodu”, to nic nadzwyczajnego, raczej naturalna konsekwencja sekwencji zdarzeń w procesie ewolucji gospodarek podobnych do naszej. Z takiego zagrożenia trzeba sobie jednak zdawać sprawę po to, aby w długofalowej strategii przewidzieć i wdrożyć rozwiązania zapobiegawcze. Tylko i aż tyle.
Jesteśmy krajem, który wstał z kolan. Byliśmy bankrutem, który jednak się nie poddał. Z kraju o zacofanej gospodarce przekształcamy się budując konkurencyjny rynek wewnętrzny a jednocześnie ruszyliśmy na podbój świata. Świetnie radzimy sobie w Europie i powoli także na pozostałych kontynentach. Ten etap naszej ewolucji musiał się jednak charakteryzować zajadłą walką ceną. Na mikrorynkach jest podobnie. Najczęściej zdobywa się teren eliminując konkurenta niską ceną. Jak się już okrzepnie podnosi się dopiero jakość i ceni jej wartość. Najpierw bowiem trzeba się liczyć, by potem można byłoby się cenić, nie odwrotnie.
Elastyczność cenowa na etapie, w którym dzięki swojej przedsiębiorczości i mądrej polityce się znaleźliśmy, już się jednak kończy. Gdybyśmy nadal chcieli budować swoje przewagi konkurencyjne na wyczerpujących się zasobach, spotkałoby nas spowolnienie. Szansą na przełamanie potencjalnego impasu jest przestawienie zasad budowania przewagi konkurencyjnej z cenowej na jakościową. Gospodarka więc oparta na wiedzy, zwiększenie innowacyjności, inwestycje w nowe techniki i technologie, to musi być nowe paliwo dla silników odrzutowych naszego gospodarczego wehikułu.
W trakcie wspomnianej konferencji odwoływał się Pan do doświadczeń Platformy Obywatelskiej, która rok po objęciu władzy musiała (w związku z kryzysem) zmienić w części swój program. W związku z tym za zasadne wydaje się postawienie pytania, czy przygotowywanie programu ma sens, czy w ogóle można się przygotować do rządzenia?
Żyjemy w bardzo dynamicznie zmieniających się czasach. Gospodarka, jaką znamy z dziewiętnastego, czy dwudziestego wieku przeszła już do historii. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest globalizacja, inną niebywały rozwój nauki. Przedwczoraj już nie istnieje, a dzisiaj oznacza wczoraj. Kto nie idzie naprzód, przegra, ten natomiast, kto stanął w miejscu już przegrał. Mimo to strategie, nawet długofalowe, a cóż dopiero krótko-, czy średniookresowe, nadal są potrzebne. Trzeba bowiem mieć punkt odniesienia i wyznaczone cele. Nie można jednak pryncypialnie przywiązywać się do tego, co jest na papierze wobec zmian, jakie niesie za sobą rynek oraz jego otoczenie. W Polsce się do tego jeszcze nie przyzwyczailiśmy i sadzimy, że jak rząd przyjmie jakiś dokument z horyzontem np. do 2050r., to ma być to święte! Jeśli podejmowane są w nim zmiany, czy korekty, to zaraz uważamy, że nasi politycy i ich eksperci do niczego się nie nadają. Kompletna bzdura. Wiedzą to m.in. ludzie w biznesie, gdzie korekta, a nawet zasadnicza zmiana także krótkookresowej strategii, a cóż dopiero takiej o średnim, czy długim horyzoncie, jest już sprawą naturalną. Elastyczność i umiejętność przystosowania się do zmienionej sytuacji jest dzisiaj jedną z umiejętności, którą trzeba posiadać, a nie zwalczać.
Jak odbiera Pan propozycję podatkową Nowoczesnej Ryszarda Petru – 3×16? Czy koncepcja podatku liniowego jest wciąż Platformie Obywatelskiej bliska i czy w przypadku ewentualnej koalicji PO – Nowoczesna mogłaby być zrealizowana?
Eksperckie teorie to jedno, a polityczne możliwości ich wdrażania w życie, to drugie. Propozycja 3 x 16 dla mnie, jako liberała, jako człowieka, dla którego nie regulacja, lecz deregulacja jest kluczem do sukcesu w rozwoju, musi się podobać. Nadal jestem przywiązany do idei płaskiego podatku. Uważam go nie tylko jako jedynie sprawiedliwy, ale też, jako najbardziej motywujący do ciężkiej pracy. Byłby też narzędziem wspierania lepszego wzrostu polskiej klasy średniej, bez której żaden kraj nie stał się zasobnym, a dzięki temu i bezpiecznym dla słabszych. Jednak na polskiej scenie politycznej ten system okazał się w przeszłości, a wydaje się, że w przyszłości będzie jeszcze gorzej, utopią. Eksperci, teoretycy, naukowcy mogą się zajmować utopiami, politycy natomiast muszą wdrażać w życie to, co jest możliwe. Na tym polega polityka. Dlatego rozwiązanie, które funkcjonuje w Polsce, będąc pewnego rodzaju hybrydą, mimo wszystko zadowoliło wszystkich. Z jednej strony socjaliści są zaspokojeni, że panuje system progresji podatkowej, z drugiej strony zwykli obywatele i większość przedsiębiorców może cieszyć się z podatku liniowego, który podoba się liberałom. CIT bowiem jest liniowy, a PIT większość podatników płaci w najniższej stawce, czyli tak de facto liniowo, w wysokości odpowiednio 18 albo 19 procent. I tak to, co było niemożliwe stało się możliwe. Wysokość natomiast stawki zdaje się być drugorzędna wobec jasności i przejrzystości prawa podatkowego oraz transparentności jego stosowania. I to jest przestrzeń do zasadniczych zmian.
Bardziej prawdopodobne niż koalicja PO – Nowoczesna jest tworzenie nowego rządu przez Prawo i Sprawiedliwość, które zapowiada powrót do dawnego wieku emerytalnego. Jak Pan sądzi, czy ekipa PiS doprowadzi do cofnięcia reformy przeprowadzonej przez PO?
PiS opiera swoją strategię wyborczą na filozofii cofania rzeki kijem. To szkodliwa metodologia. Antypaństwowa. W długiej perspektywie albo negatywnie odbija się na dobrych planach, które rządy chcą zrealizować dla społeczeństwa, albo na tych, który stosują taką prymitywną metodę politycznej walki o wyborców. Jeśli filozofia ta zostanie wprowadzona w życie, to tak czy inaczej będzie to więc szkodliwe. Stracimy cenny czas na rozwój i ściganie lepszych od nas. Cóż, ale być może jednak przyjedzie czas otrzeźwiania gorących głów i zapowiedzi nie zostaną zrealizowane. Oby, w tym bowiem przypadku wolę mieć do czynienia z wyborczym oszustwem, niż z ekonomiczną głupotą.
Czy z perspektywy czasu żałują państwo wprowadzenia „67”, czyli przeprowadzenia reformy systemu emerytalnego (doprowadziła do spadku popularności Platformy w sondażach)?
Uważam, że lepiej stracić władzę, ale zachować twarz. W polityce należy, więc żałować błędów, unikać zaniechań i wstydzić się niepowodzeń w realizacji koniecznych rozwiązań. Nie wolno natomiast żałować choćby nieakceptowalnych, ale koniecznych, reform. Wielkość polityka polega bowiem na umiejętności brania odpowiedzialności za potrzebne zmiany. Mąż stanu nie dba jedynie o tani poklask swoich wyborców, działa raczej na rzecz uznania przez ich wnuków.
W poprzedniej kadencji parlamentu kierował Pan przez jakiś czas komisją Przyjazne Państwo. Czy nowy Sejm powinien ją reaktywować?
Trzeba reaktywować raczej myślenie o przyjaznym państwie. Musimy je bowiem mieć w głowie a nie w uchwale Sejmu! Zamiast więc poszukiwania nowych instytucji zalecałbym zasadniczą zmianę przepisów dotyczących systemu stanowienia prawa. W Polsce bowiem obowiązujący obecnie system generuje złe przepisy. Innym, a zarazem fundamentalnym według mnie problemem, jest raczej nie samo stanowienie prawa, a jednak jego stosowanie. Znam mnóstwo przykładów, gdzie dobre prawo jest ustanowione, ale zła praca urzędników powoduje uzasadnioną złość i frustrację obywateli, przedsiębiorców, podatników… To trzeba zmienić. To, co mamy w głowach!
Rozmawiał Radosław Święcki