Gazeta Wyborcza
Nie podcinajmy gałęzi, na której siedzimy
Z wiceministrem gospodarki Adamem Szejnfeldem rozmawiała Sylwia Śmigiel
listopad 2008
1. Związkowcy okupują biuro poselskie Donalda Tuska.
Jesteśmy gotowi rozmawiać z każdym, zapraszamy jednak do właściwego do tego miejsca, do Centrum Dialogu.
2. Protestujący twierdzą, że rząd nie prowadził z nimi dialogu w sprawie pomostówek.
Rozmawialiśmy ze wszystkimi partnerami społecznymi – i ze związkami zawodowymi i z organizacjami pracodawców. Nigdy, jak nasi poprzednicy, nie dzieliliśmy partnerów na lepszych i gorszych, nigdy też nie zrywaliśmy rozmów. Wcześniejsze rządy spotykały się ze związkowcami w sprawie pomostówek średnio 4-6 razy rocznie, my aż 26.
3. Jednak związkowcy nadal się domagają rozmów.
Dialog, długi i partnerski, został zakończony. Rząd poszedł na kompromis z partnerami. Rozszerzyliśmy listę uprawnionych ze 130 tys. do prawie ćwierć miliona osób. Ustawa została uchwalona przez Sejm. Nie można rozmawiać w nieskończoność.
4. Rząd ugnie się pod żądaniami związkowców?
Nie chcemy powtórzyć błędów poprzedników. Ustawa pomostowa powinna być dawno gotowa. Już 10 lat rządzący negocjują ze stroną związkową i nic. Ile można?! W przeszłości uciekano od problemu i kupowano sobie spokój płacąc za to z kieszeni podatników. Odsuwano ustawę na następne lata. Teraz związkowcy postulują, żebyśmy zrobili to samo. Tak zresztą chce też prezydent. Nie możemy się na to zgodzić.
5. Co jeśli prezydent zawetuje ustawę?
Mam nadzieję, że żadne nieodpowiedzialne decyzje nie zostaną podjęte. Ludzie nie zasługują w Polsce na władzę, która, kierując się doraźnym interesem, nie bierze odpowiedzialności za przyszłe pokolenia.
6. Dlaczego rząd nie chce zwiększyć liczby uprawnionych do wcześniejszych emerytur?
Kierujemy się jedynie kryteriami medycznymi. W sposób odpowiedzialny unikamy czynników politycznych. Polska jest krajem, w którym odsetek rencistów i emerytów jest najwyższy w Europie. Mamy jeden z najniższych wskaźników osób czynnych zawodowo, a tym samym jeden z najwyższych poziomów osób utrzymujących ludzi niepracujących. Przez to zmierzamy do katastrofy. Grozi nam bankructwo systemu emerytalnego. Jeśli ktoś chce jeszcze pogłębić ten zły stan podcina gałąź, na której wszyscy siedzimy, bowiem wszyscy kiedyś będziemy starzy. Nie tylko te kilkaset tysięcy osób, ale kilkanaście milionów Polaków musi mieć w przyszłości z czego żyć – i pracując, i będąc na emeryturze lub rencie. Chcemy wprowadzić uprawnienia, które będą faktycznym rozwiązaniem dla przyszłych emerytów a nie fikcją, która zostanie tylko na papierze.