wywiad z posłem Platformy Obywatelskiej, Adam Szejnfeldem, przewodniczącym sejmowej Komisji Gospodarki.
czerwiec 2004
1. W maju odwiedził Pan Bielsko-Białą, Jastrzębie Zdrój i Gliwice. Czy to był wybór przypadkowy? Pytam, bo akurat we wszystkich tych gminach funkcjonują obszary Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. A w pierwszej i ostatniej mają się nawet nad wyraz dobrze…
Adam Szejnfeld: W życiu mało jest przypadków, a zwłaszcza takich, których nie dałoby się wyjaśnić. Tak, jak będąc na Śląsku nie sposób nie mówić o górnictwie, tak również trudno nie pamiętać o jednej z najlepiej funkcjonującej specjalnej strefie ekonomicznej w Polsce. Katowickiej Strefie.
2. To chyba nie pierwsza wizyta na Śląsku? Przypomina Pan sobie tę pierwszą, poselską podróż na Śląsk? Jakim był wtedy, jakim jawi się Panu teraz?
Cała Polska się zmienia, Polacy się zmieniają, świat idzie na przód. Dobrze, że i na Śląsku gonimy przyszłość, a nie żyjemy tylko przeszłością. A obciążenia przeszłością są tutaj przecież większe niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Musimy pamiętać, że oczekiwania nowoczesnych społeczeństw i wyzwania gospodarek nowych technologii nie litują się nad przeszłością i nie wiedzą co to sentyment. Ludzie na Śląsku jednak potrafią pięknie pamiętać o tradycji stając jednocześnie do twardej konkurencji z najlepszymi w Europie i na świecie. Zresztą, powiem szczerze, że przyjeżdżam tutaj nie tylko służbowo, ale także i prywatnie. Na przykład w ubiegłym roku byłem na fantastycznym koncercie bluesowym w Tychach poświeconym pamięci lidera Dżemu. Niezapomniane wrażenie!
3. A pamięta Pan, jak w połowie lat dziewięćdziesiątych rodziła się Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna? Wówczas było głośno o inwestycji General Motors w Gliwicach, potem mówiło się o Isuzu w Tychach… Zapytam wprost: gdyby Pan miał się pokusić o ocenę działalności Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, to jakby ona wyglądała?
Cóż, jestem przekonany, ze zwłaszcza specjaliści nie posądza mnie o nadmierną kurtuazję. Jest to jedna z najlepiej funkcjonujących stref, a złożyło się na to, jak myślę, kilka przyczyn. Spośród nich na pewno należy wskazać na świetny zarząd z prezesem na czele oraz dobrą lokalizację. Dynamiczna praca od samego początku trwania strefy przyniosła efekty nie tylko w postaci spektakularnych inwestycji motoryzacyjnych, ale również i w innych branżach. Do Katowickiej Strefy potrafiono ściągnąć znanych gigantów dzisiejszego świata biznesu, szkoda tylko, że tak mało polskich firm, zwłaszcza małych i średnich, chciało skorzystać z tej okazji. To jednak nie problem tej strefy, ale wszystkich. Jestem przekonany, że w przyszłości usłyszymy jeszcze nie raz w dobrym kontekście o Katowickiej Strefie, mimo, że przecież zmieniły się uwarunkowania prawne i zmienia się sytuacja gospodarcza. Składam najlepsze życzenia, by przyszłe sukcesy prześcigały dotychczasowe.
4. W biznesie jest tak, że sukcesy mają swoich rodziców, a porażki są sierotami. Polskim specjalnym obszarom ekonomicznym uciekła sprzed nosa inwestycja Hyundai. Koreańczycy poszli do Słowaków. Gdzie, Pańskim zdaniem, leży przyczyna tego, że Polska przegrała w tych zawodach o intratną inwestycję?
Polska przegrała w ostatnich dwóch latach kilka spektakularnych konkurencji o wielkie inwestycje. Jest bardzo wiele powodów tego stanu rzeczy – i gospodarczych i politycznych. Prawdą jest, że mamy gorszą infrastrukturę, niż konkurencja, w tym infrastrukturę drogową i kolejową. Prawdą jest, że niekiedy możliwości formalno-prawne, a przede wszystkim finansowe naszych ofert, są mniej atrakcyjne od południowych sąsiadów, ale decydujące są chyba dwa fakty. Po pierwsze mamy większe koszty pracy i większe koszty produkcji, przerośniętą biurokrację, i niekorzystny system podatkowy. Na to się nakłada destabilizacja polityczna i zagrożenie rządów populistów. To nie stwarza nie tylko dobrego wizerunku na dziś, ale przede wszystkim nie stwarza stabilnej podstawy budowania planów na przeszłość. Pamiętać wszak należy, że te największe inwestycje muszą być planowane nie na trzy, pięć lat, lecz na piętnaście, dwadzieścia. Niestety, wciąż jeszcze jesteśmy zbyt mało przewidywalną demokracją. Oby to się zmieniło! Może już niedługo, po wyborach.
5. Zmieńmy na chwilkę temat. Jak wygląda dzień pracy Adama Szejnfelda, przewodniczącego sejmowej komisji gospodarki oraz wiceprzewodniczącego stałej podkomisji ds. małych i średnich przedsiębiorstw?
Och, trudno o tym mówić, gdyż jest to mało ciekawe dla jednych i mało wiarygodne z kolei dla drugich. Dzień pracy bowiem nigdy nie jest krótszy niż 14 godzin, a w zasadzie przeciętnie trwa 16 godzin. I trzeba powiedzieć, że dzień powszechny niewiele różni się od niedzieli czy świąt, gdyż te dni w polityce są również dniami pracy. Trudno, przyznam się – ja jestem śpiochem i wstaje dopiero ok. 8 rano, ale za to bardzo rzadko kładę się przed drugą w nocy. Najkrócej mówiąc wygląda to tak – w ciągu dnia są spotkania, zebrania, narady, posiedzenia, wystąpienia, wyjazdy, a w nocy czytanie i pisanie… Osobiście dostaje np. około 700 – 1000 stron różnego rodzaju pism tygodniowo w samej tylko Warszawie oraz ok. 350 – 450 emaili. Z tym wszystkim trzeba się zapoznać i odpowiedzieć. Dodatkowo jeszcze spływają do mnie sprawy z moich biur terenowych w Wielkopolsce. Całe szczęście, że można dzisiaj pracować wszędzie – w biurze, na dworcu, w pociągu i w samochodzie. Telefon komórkowy, faks i przenośny komputer są wybawieniem dla mnie, no i chyba dla wyborców, gdyż pozwalają wywiązywać się z obowiązków. Co jednak najważniejsze – ja lubię taki tryb pracy i życia, dlatego taka praca mnie nie męczy. Wręcz przeciwnie.
6. Jeśli była mowa o małej i średniej przedsiębiorczości… Jakoś okiem zwykłego obywatela nie widać, by wzrost gospodarczy, o którym od kilku miesięcy tak głośno się mówi, przekładał się na jej rozwój. A może obywatel Jan Kowalski myli się?
Jedno jest pewne. Jan Kowalski – obywatel – rzadko się myli. Jak Kowalski – urzędnik albo polityk – znacznie częściej? Kryzys, bessa, zapaść gospodarcza, sinusoida, która nadeszła gospodarczym spadkiem wymusiła bezwzględną mobilizację polskich przedsiębiorców. Należało ciąć koszty, zmniejszać zatrudnienie, racjonalizować logistykę i zarządzanie, zwiększać efektywność marketingu, jednym słowem trzeba było bronić się, by „nie utonąć”. Transformacja i restrukturyzacja większości firm, zwłaszcza sektora prywatnego, spowodowała zwiększenie efektywności pracy i poprawę wyników. Wypychanie wewnętrzne, ssanie zewnętrzne oraz korzystny kurs dodatkowo pomogły wzrostowi eksportu, zmniejszając import i poprawiając bilans. Sądzę, że powinniśmy zauważać efekt wzrost dopiero w następnych miesiącach, a w przyszłym roku powinno się odczuć nawet pozytywne poruszenie na rynku pracy. No…, chyba, że – odpukać – gruchnie coś w polityce, tak mocno, że nawet socjalizm się w grobie przewróci. Wtedy biada gospodarce i… nam!
7. Dalej pozostańmy przy rodzimej przedsiębiorczości, która zasadniczo – poza paroma wyjątkami – bywa mała i średnia. Dlaczego, Pańskim zdaniem, rodzimy biznes nie wykorzystywał w pełni możliwości, jakie swego czasu dawało inwestowanie w specjalnych strefach ekonomicznych?
Polacy mają dwa obciążenia. Jednym jest bark kapitału, drugim bark wiary w sukces. Jeden problem nakręca drugi. Brak wiary bowiem nie tworzy podstawy do budowania kapitału, a bark kapitału uniemożliwia odważne inwestycje i wzmacnia nieufność we własne siły. Kółko się zamyka. Na całe szczęście nie dotyczy to wszystkich. Setki tysięcy polskich przedsiębiorców, małych i średnich firm, potrafiła udowodnić, iż, bez nich nie mielibyśmy dzisiaj rozwijającej się gospodarki podbijającej już nie tylko Zachód, ale też wychodzących na Wschód – bo paradoksalnie wszędzie teraz poza rynkami unijnymi będzie nam trudniej, ale też wszędzie tam są większe interesy do zrobienia.
8. Nowe czasy, nowe prawa. Jesteśmy w Unii. Strefy również. Nie obawia się Pan, że po dostosowaniu norm prawnych określających ich funkcjonowanie, strefy przestaną być czymś w rodzaju kuszącego smakiem cukierka?
Tak. Nic nie stoi w miejscu. Podstawą nowocześniej gospodarki jest konkurencja. Ta więc musi być szczególnie chroniona, by realizowała się na uczciwych zasadach. Zwolnienie podatkowe jest owszem bardzo dobrym magnesem, ale służy nielicznym. Powinniśmy się nauczyć budować nowe narzędzia wspierania rozwoju przedsiębiorczości, które nie wpływają w istotny sposób na zachwianie konkurencyjności. Można tu dać przykład Stanów Zjednoczonych, w których na przykład poszczególne stany konkurują ze sobą długością trwania czasu zmiany planu przestrzennego i wydawaniem pozwoleń na budowę. Tam gdzie jest szybciej, tak de facto jest taniej, więc bardziej atrakcyjniej dla biznesu, bo czas, to pieniądz. Zachętami więc mogą być także i inne instrumenty, nie tylko finansowo-fiskalne. Strefy natomiast w Polsce należy chronić przed zakusami ich likwidatorów, gdyż odegrały już bardzo ważną rolę na pewnym etapie naszego rozwoju, rolę, którą należy szanować. I co ważne, jest przed nimi nadal, moim zdaniem, przyszłość, choć oczywiście muszą się dostosowywać do nowej sytuacji faktycznej i prawnej.
9. Polska gospodarka notuje prawie 5-punktową dynamikę wzrostu. Na ile jednak ona jest wypadkową rzeczywistych procesów, a na ile wynikiem – na przykład – wzrostu kursu euro. Gdzie są miejsca pracy? – pytają obywatele. Nie ma warunków do ich tworzenia, fiskus jest pazerny! – mówią przedsiębiorcy. Mają rację? A może prawda leży gdzieś pośrodku?
Państwo jest zbyt pazerne, a nasza administracja nadmiernie zbiurokratyzowana. To wszystko trzeba zmienić, także należy w ramach tych zmian wprowadzić odpowiedzialność urzędników za ich pracę. Dzisiaj w Polsce urzędnik jest praktycznie postawiony ponad odpowiedzialnością. Podobnie, jak za carskiej Rosji, jest panem i władcą petenta, przedsiębiorcy również. Jak już wcześniej mówiłem, wzrost gospodarczy jest „nadmuchany” eksportem, co nie jest złe, ale ciągle czekamy na wzrost inwestycji, które wzmocniłby i ustabilizowały wzrost sprzedaży. Pierwsze symptomy tego już są zauważalne, choć są jeszcze słabe. Myślę, że mamy do czynienia z oczekiwaniem firm na to, co wydarzy się w Polsce w najbliższym czasie. Sytuacja jest nadal bowiem zbyt mało stabilna, by decydować o długofalowych inwestycjach. Rząd jest „tymczasowy”, parlament „na wylocie” a u progu o władzę stoją „wrogowie” nowoczesnej gospodarki. Cóż, musimy czekać na zmiany. Oby przyniosły je szybkie wybory.
10. I na koniec, pół żartem, pół serio… Gdyby istniała złota rybka spełniająca życzenia, to poprosiłby Pan ją o….
Bardzo cicho, cichuteńko o coś, czego Pan Redaktor nie mógłby usłyszeć. To tak pół żartem, bo marzenia mają to do siebie, że są bardzo osobiste i tracą swój urok oraz czar, gdy stają się znane nie złotym rybkom. Ale całkiem serio, to chciałbym, aby w naszym życiu publicznym było mniej populizmu i więcej uczciwości oraz rzetelności. Złota rybka będzie wiedziała, o co chodzi!