1.Właśnie minęło 20 lat od dnia, kiedy został Pan burmistrzem Szamocina, bodajże pierwszym w Polsce wybranym w demokratycznych wyborach. Łatwo było zdecydować się na tę funkcję w sytuacji, kiedy przecież demokracja dopiero raczkowała?
Rozpocząłem swoją działalność dziesięć lat wcześniej, w zdecydowanie mniej bezpiecznych i pewnych warunkach. Włączyłem się w tworzenie i działalność „Solidarności”. Już po ponad roku okazało się, że nie jest to mile widziane przez władzę. Trafiłem, jako internowany do więzienia w Wronkach, a potem do Zakładu Karnego w Gębarzewie. Kolejne lata mojego życia, aż do roku 1989 były zdominowane przez działalność w podziemiu. Konspiracja, ucieczki, rewizje… W porównaniu z tym okresem, życie w wolnej, demokratycznej Polsce wydaje się być „bułką z masłem”. W końcówce lat osiemdziesiątych tworzyliśmy w całej Polsce Komitety Obywatelskie. Stały się one naturalnym zapleczem i zalążkiem przyszłego samorządu. Ja zostałem członkiem Komitetu Obywatelskiego w Pile, a zarazem przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego Ziemi Szamocińskiej. Jednak, gdy po wyborach w dniu 27 maja 1990 roku zaproponowano mi kandydowanie na stanowisko burmistrza, nie zdecydowałem się.
2. Jak to, odmówił Pan? A co było później, jak jest teraz, żałuje Pan zmiany decyzji?
Tak, odmówiłem i nie miało to nic wspólnego z obawami. Po dziesięciu latach działalności społecznej, związkowej i politycznej chciałem wreszcie oddać się prowadzeniu własnego biznesu. Wszak zmiana ustroju w Polsce pociągnęła za sobą również zmianę gospodarki. Można było tworzyć firmy, prowadzić nieograniczoną działalność gospodarczą, zarabiać pieniądze i dobrze żyć. Po prostu „być na swoim”. Niestety, namawiano mnie i uległem. Wygrałem rywalizację z byłym naczelnikiem gminy i zostałem burmistrzem. Potem po latach w Warszawie powiedziano mi, że byłem pierwszym nowo wybranym burmistrzem w Polsce. Po raz kolejny w życiu interesy prywatne oraz życie rodzinne podporządkowałem pracy i potrzebom publicznym. I tak już zostało do dzisiaj. Czy żałuję? Nie. Zawsze bowiem pełniąc publiczne obowiązki potrafiłem zrobić coś dobrego dla innych i jako radny, i jako burmistrz i jako poseł, czy jako minister. Życzliwość i wdzięczność ludzi rekompensuje natomiast z nawiązką brak czasu, trudności życia prywatnego, może i pewne niedostatki. Tak to jest już w życiu, że zawsze jest coś za coś!
3. Dużo trzeba było zmieniać po poprzedniku w zarządzaniu miastem i gminą Szamocin?
Szamocin, jak wszystkie polskie miasta i gminy potrzebował menadżera, znającego się na zarządzaniu. Potrzebował wizjonera, który nie obawiał się podejmowania trudnych zadań. Miałem szczęście rządzić Szamocinem wraz z ludźmi z Rady i Zarządu Miasta i Gminy, którzy spełniali te kryteria. Także ekipa pracowników urzędu i nam podległych jednostek uległa duchowi czasu. Naszym celem nie było więc spokojne przerwanie na stołkach, ale dynamiczna zmiana poperelowskiej rzeczywistości. Udało się. W krótkiej pierwszej kadencji zrobiliśmy chyba więcej niż przez kilkanaście poprzednich lat. Powstała nowoczesna oczyszczalnia ścieków i wysypisko śmieci, rozpoczęliśmy budowę kolektorów sanitarnych, a także na niespotykaną do tej pory skalę – wodociągów wiejskich. Budowaliśmy drogi gminne, a w układaniu nowoczesnych chodników wyprzedziliśmy inne gminy. Remontowaliśmy domy w mieście i na wsiach. Wybudowaliśmy piękne nowe boisko sportowe wraz zapleczem socjalnym oraz zorganizowaliśmy siłownię dla młodzieży. Przygotowaliśmy plany budowy mieszkań komunalnych w mieście oraz bardzo atrakcyjne tereny budowlane na wsi w Laskowie. Ale co bardzo ważne, wchodziliśmy jako pionierzy także w nowoczesne technologie i narzędzia pracy. Byliśmy bowiem pierwszą gminą w całym województwie, która rozpoczęła proces komputeryzacji urzędu.
4. A pamięta Pan pierwszą ważną burmistrzowską decyzję?
Oj, tak. To już jest słynne nawet w Warszawie. Gdy zostałem burmistrzem, bodajże już w pierwszy dzień urzędowania, zorganizowałem zebranie pracowników moich urzędów i wydałem trzy polecenia swoim urzędnikom. Gdy odwiedza was petent należy: po pierwsze – uśmiechnąć się do niego, po drugie – podać mu krzesło, by usiadł i po trzecie – pozytywnie załatwić jego sprawę. Wywołam tym poleceniem konsternację i niebywałe zdziwienie. Ludzie nie wiedzieli, czy żartuję, czy mówię poważnie. Już w krotce przekonali się, że mówiłem poważnie.
5. Szamocinianie są zapewne dumni, że to ich były burmistrz został posłem, potem wiceministrem, że jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w polskim życiu politycznym. A czy Pan jest dzisiaj dumny ze swojego Szamocina?
Tak, ogromnie. Cieszę się przede wszystkim z tego, że potrafiliśmy oderwać się od normy, jaką jest „polskie piekiełko”. Polega to na tym, że niszczy się wszystko, co zrobiła poprzednia ekipa i tworzy coś odwrotnego. My w Szamocinie, no może po pewnych początkowych turbulencjach, potrafiliśmy nawiązać ze sobą współpracę. Jako poprzedni i obecni samorządowcy dbamy, aby w naszej gminie działo się dobrze i coraz lepiej. Bardzo się cieszę, że mogłem na przykład pomóc w ostatnich latach w budowie dwóch nowych boisk sportowych, hali widowiskowej, czy dwóch dróg wiejskich. Oby Szamocinowi i całemu powiatowi chodzieskiemu dobrze nadal się wiodło. Życzę tego bardzo szczerze.
Ryszard Cichocki