Pomnik Nieznanego Przedsiębiorcy
Z posłem Adamem Szejnfeldem rozmawia Ewa Auer „Tygodnik Pilski”, „Polska Głos Wielkopolski”
1. Oglądał pan film „Układ Zamknięty”? Czy jako politykowi, który od lata działa na rzecz biznesu, nie zagotowała się krew, że organy państwa wykorzystując prawo mogą doprowadzić do zniszczenia ludzi przedsiębiorczych?
Tak, widziałem i zrobił on na mnie wielkie wrażenie, mimo, że znam wiele takich przypadków. Kiedyś, kilkanaście lat temu, powiedziałem, że w Polsce powinno się postawić Pomnik Nieznanego Przedsiębiorcy. Znamy bowiem tylko nieliczne, najbardziej spektakularne przypadki, w których ofiarami biurokracji stali się przedsiębiorcy. Kto bowiem nie pamięta upadłości komputerowego giganta JTT, lub np. losów Romana Kluski, prezesa Optimusa? Ale prawda jest taka, że w tamtych czasach biurokracja niszczyła setki, tysiące ludzi prowadzących mniejsze i większe firmy. Tyle tylko, że większość z nich nigdy nie stała się zna szerszej rzeszy ludzi. Byli i są nieznani. Należy im się pomnik.
2. Czy są szanse, by urzędnicy państwowi za swoje złe decyzje ponosili odpowiedzialność?
Tak. Przypadki skandalicznych działań, jakie podejmowali ludzie pracujący w organach państwa przeciwko przedsiębiorcom spowodowały, że doprowadziłem do powstania specjalnej komisji ds. zbadania takich przypadków. To w tamtym czasie wystąpiłem także pierwszy raz oficjalnie w imieniu Sejmu, jako przewodniczący Komisji Gospodarki, do rządu o rozdzielenie funkcji Prokuratora i Ministra Sprawiedliwości, by zlikwidować polityczne, wręcz partyjne metody wpływania na losy śledztw i przebieg procesów. Wtedy też przygotowałem projekt ustawy o odpowiedzialności majątkowej urzędników. Niestety, wiele lat musiało minąć i kadencji rządów, by to wszystko wprowadzić w życie. Nie zgodził się bowiem na to ani rząd SLD ani rząd PiS. Dopiero po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską rozdzielono prokuraturę i resort sprawiedliwości oraz uchwalono ustawę o odpowiedzialności urzędniczej. Zlikwidowaliśmy także „areszty wydobywcze” oraz wprowadziliśmy m.in. ustawową zasadę domniemania uczciwości.
3. Znana jest panu sprawa Gerarda Knosowskiego z Piły, który w 1994 roku został niesłusznie aresztowany za wyłudzenie kredytów, a w tym czasie jego zakład został sprzedany za bezcen, a wkrótce odsprzedany Henklowi za 20 mln zł. Knosowski został uniewinniony, dostał skromne zadośćuczynienie, ale został bankrutem i do dzisiaj spłaca długi. Nikt nie poniósł odpowiedzialności i nie wyjaśnił sprzedaży jego firmy. Czy jest to już sprawa beznadziejna?
Póki sił i środków starcza, to pewnie trudno przesądzać, że sprawa jest przegrana. Minęło jednak wiele, wile lat… Doświadczenie uczy, że ci, którzy wtedy wykańczali swoje ofiary robili to niezwykle dokładnie. Teraz bardzo trudno znaleźć dowody, ustalić fakty, wskazać winnych. Dlatego uchwaliliśmy ustawę o tzw. metryczce administracyjnej. Obecnie każda sprawa musi być dokładnie opisywana w trakcie jej prowadzenia, wraz zaznaczeniem, kto, kiedy i w jakim zakresie się nią zajmuje. Jeśli dojdzie do złamania prawa, będzie wiadomo, komu postawić zarzuty. Wtedy takich przepisów nie było, nie było też ustawy o odpowiedzialności urzędniczej. Byli oni więc praktycznie bezkarni. Trudno dzisiaj pocieszyć tych, którzy zostali pokrzywdzeni przed uchwaleniem ustaw z „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości” mojego autorstwa. Teraz i w przyszłości, wierzę w to, tak karygodne sytuacje nie powinny mieć miejsca. Bardzo się cieszę, że mogłem się do tego przyczynić. Szkoda tylko, że musiało minąć tyle lat i tak wielu niewinnych ludzi straciło swoją szansę na dobry biznes i normalne życie.