Michał Michalak, Interia.pl
Rozmawia z Adamem Szejnfeldem posłem do Parlamentu Europejskiego.
PRAWO DO NAPRAWY
- Jaka jest skala problemu „planowanego starzenia” produktów – czy mamy dane na ten temat?
- Badanie tego zjawiska oraz klasyfikowanie jest niezwykle trudne. Wszyscy mamy poczucie, że mimo postępu technicznego, współczesne produkty żyją zaskakująco krótko… Ale w praktyce występuje problem z tym, aby udowodnić producentowi celowe stosowanie rozwiązań technicznych i technologicznych, których celem miałoby być skrócenie cyklu życia na przykład laptopa albo pralki. Mimo to, nie możemy ignorować odczuć konsumentów. Dlatego Parlament Europejski wezwał Komisję Europejską do zbadania tego problemu, a w przypadku wykrycia nieprawidłowości, podjęcia działań zmierzających do wyeliminowania praktyk szkodliwych dla konsumentów. W tej sprawie nie powinny być biernie także instytucje ochrony konkurencji i konsumentów poszczególnych państw członkowskich.
- Parlament Europejski wezwał Komisję Europejską do działań ułatwiających m.in. naprawę produktów – czy mają Państwo sygnały ze strony KE, czy i kiedy jest gotowa zająć się tym problemem? Czy nie obawia się Pan, że producenci będą próbowali storpedować „prawo do naprawy”?
- Jestem przekonany, że jest to fundamentalnie ważna sprawa. Być może ważniejsza niż długość życia produktów. Nie może być tak, że jesteśmy zmuszani do rezygnacji z użytkowania jakiś przedmiotów, tylko dlatego, że zepsuła się ich drugorzędna część, a nie ma, jak jej wymienić lub naprawić. To musi być wyeliminowane. Dzisiaj często konsumenci skarżą się, że naprawa zepsutego sprzętu jest niemożliwa albo nieopłacalna, bo koszt naprawy jest niewiele mniejszy niż zakup nowego produktu. Doskonałym przykładem są tutaj urządzenia elektryczne i elektroniczne, które coraz częściej są „nierozkładalne”, więc nie można ich naprawić. W sprzęcie wyższej klasy stosowane są też różne ograniczenia dla usługodawców, np. brak instrukcji naprawy, patenty, licencje i inne instrumenty ochrony własności przemysłowej, które utrudniają, albo radykalnie zwiększają koszt naprawy. Wydłużenie więc cyklu życia produktów poprzez solidną produkcję, a potem prawo i możliwość naprawy jest bardzo ważne. I to nie tylko z punktu widzenia konsumentów, ale również i ochrony przyrody. Z jednej strony musimy bowiem dążyć do optymalnego wykorzystania malejących zasobów naturalnych, a z drugiej strony ograniczać odpady, które trafiają do środowiska.
- Czy w krajach poza UE są już takie regulacje, czy może Unia byłaby tutaj pionierem?
- Nie ma dobrej skali porównawczej, ale uważam, że Europa jest zdecydowanym liderem w dbałości o prawa konsumentów. Wiele jest jednak jeszcze do zrobienia. Oczywiście nie oznacza to, że wszystko, co możliwe powinno być uregulowane prawnie. Nie na wszystkie bolączki świata należy stosować bowiem system nakazów, zakazów i kar. Trwałość produktu, wydłużony okres gwarancji, dostępność części zamiennych, czy łatwość dokonania naprawy, to przecież także elementy oferty handlowej producenta, a więc i gry rynkowej. Nie można zabijać rynku, unifikując wszelkie normy i obowiązki. Minimalne jednak ramy chroniące prawa konsumentów i nasze środowisko powinny funkcjonować. Jestem o tym przekonany.