Wnp.pl
Adam Sofuł rozmawia z Adamem Szejnfeldem, posłem do Parlamentu Europejskiego.
Przykręcenie kurka, to ostrzeżenie.
Nie powinniśmy dramatyzować, na razie nie ma powodów do paniki – apeluje w rozmowie z wnp.pl europoseł PO i były wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Przyznaje jednak, że gdyby Rosja zdecydowała się na ostry kurs i zakręcenie kurków na dłużej, państwa naszego regionu miałyby w krótkiej perspektywie poważny problem. Większy jednak z czasem miałaby Rosja.
- Między przykręceniem a zakręceniem kurków jest istotna różnica, podobnie jak przy ich przykręceniem we wrześniu a przykręceniem na przykład w styczniu – mówi Adam Szejnfeld. Jego zdaniem obecne zmniejszenie dostaw wskazuje na wysyłanie ostrzeżenia ze strony Rosji. To forma groźby, dodaje. Jest pytanie, czy chodzi o nas, jako o Polskę, czy też Rosjanie przygotowują sobie gruntu negocjacyjny w układzie trójstronnym: Unia Europejka – Rosja – Ukraina. Wszak rozmowy tych trzech stron w sprawie dostaw gazu odbędą się już 20 września.
To także pewna forma demonstracja jej siły. – Wydaje się, że strona rosyjska chce pokazać, jakie możliwości rozważa i jaki może podjąć działania w ramach swoich retorsji na sankcje – twierdzi europoseł PO. Jego zdaniem dopóki mamy do czynienia z takimi czasowymi zaburzeniami dostaw, nie ma powodów do niepokoju w Polsce. – Mamy pełne magazyny gazu, których pojemność dodatkowo powiększyliśmy w tej i poprzedniej kadencji naszego rządu. Mamy też możliwość odbierania gazu z innych kierunków, chociaż niekoniecznie z innego źródła, bo nawet gaz odbierany z Niemiec będzie rosyjski.
- Mam nadzieję, że nie jest to planowe działanie polityczne, którego celem miałoby być wstrzymanie dostaw na dłuższy okres – dodaje polityk. Przyznaje jednak, że gdyby tak się stało, dla Polski i kilku innych krajów sytuacja byłaby groźna, zwłaszcza, jeśli działania Rosji powtórzyły się w środku zimy. Taki scenariusz jest jednak jego zdaniem mało prawdopodobny. – Rosja oprócz sankcji Unii Europejskiej musiałaby się liczyć dodatkowo z retorsjami państw europejskich. W dłuższej perspektywie Rosja by na takiej polityce bardzo straciła. Konsekwencje byłyby bardzo dotkliwe – stwierdził Adam Szejnfeld. Jakie? – Niemal na pewno zostałyby podjęte działania w sferze prawnej. Za złamanie umów o dostawy gazu Rosja zostałaby obciążona krami umownym i ceną odszkodowań. Takie zachowanie mogłoby doprowadzić nie tylko do sporu w arbitrażu, ale pozwoliło rozszerzyć działania UE przeciw Rosji na przykład w Światowej Organizacji Handlu (WTO). Myślę, że Rosji na tym nie zależy, bo stroną w sporze byłaby wówczas nie tylko Europa, ale cała WTO, która skupia ponad 160 państw świata – wyjaśnia europoseł. To zresztą jeszcze nic. W długim bowiem okresie czasu taka polityka Rosji mogłaby jeszcze bardziej zdecydować o zmianie polityki energetycznej państw Europy i szybszym odwracaniu się od rosyjskich źródeł energii, co byłoby dla tego kraju ekonomicznym zabójstwem.
Jego zdaniem, Rosji długotrwały konflikt z UE po prostu się nie opłaca. – Wpływy z eksportu surowców energetycznych to główne źródło finansowania rosyjskiego budżetu. Rosja nie może sobie pozwolić, by to źródło wyschło – twierdzi Adam Szejnfeld. Dodaje, że już obecne zaburzenia w dostawach mogą okazać się w ostatecznym rozrachunku niekorzystne dla Rosji. Pomagają też nam – Potrzebujemy coraz silniejszych argumentów w dyskusji z krajami Europy Zachodniej na temat bezpieczeństwa energetycznego i budowania Unii energetycznej wspólnoty, a może i szerzej całej Europy. Gdyby okazało się, że działania Rosji są celowym działaniem politycznym, a nie podyktowane są problemami technicznymi, to mielibyśmy dodatkowy argument na rzecz naszych postulatów – powiedział nam Adam Szejnfeld.
Sytuacja niepewności w dostawach gazu może więc działać na korzyść polskich argumentów. – Jeżeli Europa ma się cieszyć bezpieczeństwem energetycznym to widać, że proponowana przez nas unia energetyczna jest absolutnie niezbędna. A skoro tak, to może pora przestać też myśleć w skali całej Europy o nowych gazociągach z Rosji jak na przykład South Stream. To szansa, by przestawić zwrotnicę z sytuacji w której Europa jest uzależniona od Rosji, na uzależnienie Rosji od Europy. Może wreszcie uda się na Starym Kontynencie skończyć z rynkiem producenta na rzecz rynku konsumenta – podsumowuje europoseł PO.