ZDERZAM SIĘ Z URZĘDNICZĄ MENTALNOŚCIĄ.
Rozmowa z Adamem Szejnfeldem, wiceministrem gospodarki
kwiecień 2008
- Nie ma Pan wrażenia, że od kilku miesięcy powtarza jak mantrę: przygotowujemy 21 ustaw, by ułatwić życie przedsiębiorcom, skończyliśmy już 11-ście?
Adam Szejnfeld: – Pytany, odpowiadam (śmiech). Wiele razy w tygodniu spotykam się bowiem z przedsiębiorcami i różnego typu organizacjami. Dodatkowo są dziennikarze, którzy co tydzień pytają mnie o postępy w pracach nad zmianą przepisów. Odpowiadam więc tylko na te pytania, bo przecież nie mogę powiedzieć: mówiłem o tym wczoraj, tydzień temu. Stąd pewnie wrażenia mantry. Ale nawet jeśli „pracujemy nad 21” ustawami i odpowiedz jest taka sama, to przecież za każdym razem zmienia się etap tych prac. Ta praca, to przecież proces ciągły. Nie można spodziewać się, że coś jest raz powiedziane, a jutro jest już zrobione. Na przykład właśnie na ostatnim posiedzeniu rząd zaakceptował zmianę w kodeksie cywilnym i prawie dewizowym znosząc zasadę walutowości w Polsce. Oznacza to, że przedsiębiorcy będą mogli rozliczać się między sobą w każdej walucie, nie tylko w złotówkach. To bardzo ważne w obecnym czasie wciąż szybujących kursów złotego wobec euro, dolara i innych walut. Ale przygotowanie tych projektów trwało kilka tygodni i od kilku tygodniu mówiłem, że nad tą zmianą pracujemy. Wcześniej miałem pomysł, by wprowadzić na polski rynek transakcji tylko euro, teraz ta praca skończyła się brakiem ograniczenia w tym zakresie. Dopuszczamy wszystkie waluty. Potem spełniane już były tylko kolejne administracyjne i prawnicze wymogi procedury uchwalania tego prawa. Ale to niestety trwa.
- Gdy przychodził Pan do ministerstwa to od kilku miesięcy miał Pan już gotowe projekty ustaw w ramach „Pakietu Szejnfelda”. Niektóre z tych propozycji czekają już rok. Czy trzeba je teraz tak gruntownie zmieniać, że prace nad nimi tyle trwają?
- Powolność machiny urzędniczej wywołuje często u mnie irytację. Aż trudno sobie wyobrazić, co byłoby gdybym nie był przygotowany do zadań, które przede mną stoją. Należy jednak również podkreślić, iż wcześniejszych projektów było 9, a teraz pracujemy już nad 21 ustawami. Pięć z nich jest w Sejmie. Jedna ustawa została przez Wysoką Izbę uchwalona, dwie następne chciałabym, aby były przyjęte na najbliższym posiedzeniu. Ale, od kilku tygodni na przykład nikt się nie zajmował naszą nowelizacją ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, choć jest w Sejmie.
- Może czekają na drugą, zapowiadaną przez Pana, część nowelizacji?
- (znów śmiech). OK, nie chce wybielać rzeczywistości. Urzędnicze procedury, jak już wspomniałem, są długotrwałe ale równolegle zderzamy się z wieloma barierami. To jest i owszem przede wszystkim opór urzędniczy, ale nie tylko. Związkowy, polityczny, korporacyjny także. Niedawno zakończyliśmy na przykład uzgodnienia dotyczące ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zagrożone karą. Projekt już miał przyjmować Komitet Stały RM, gdy nagle jeden z resortów, którego w ogóle nie dotyczą te kwestie przysłał nam aż 8 stron uwag. Ktoś, kto może hobbystycznie się tym zajmuje poruszył tryby biurokracji i musieliśmy na nowo prowadzić wielotygodniowe uzgodnienia. Takich przykładów jest wiele. W rządzie i w administracji są setki „hobbystów”. Jedni mają dobre intencje, ale zwyczaj dzielenia włosa na czworo rzadko służy słusznym celom. Inni, to klasyczni specjaliści – teoretycy, którzy nie znają się na praktyce, nie wiedzą jak ludzie codziennie się borykają z rzeczywistością. Mało tego – nie interesuje ich to. Jeszcze inni natomiast mają zwyczajnie złe intencje. Chcą udowodnić, że są silniejsi, że mają rację, że nie pozwolą, że zablokują. Między jednymi i drugimi, bo to są skrajności, jest też największa grupa, dla których bezpieczeństwo oznacza status quo. Czyli to, co jest obecne, jest dobre. Boją się, bo w tym, co znają wiedzą jak się poruszać, jak sobie poradzić. Wiedzą, jak to wykorzystać, by było mi dobrze. Każda zmiana oznacza natomiast konieczność uczenia się, szkolenia, zmiany podejścia. Jeszcze gorzej jest, gdy zmiany odbierają uprawnienia, luksus uznaniowości, władzę… Wtedy jest twarde „Nie”. Intencje działań są więc różne, ale mianownik jest jeden – blokada zmian, jak najdłuższe procedowanie. I takie zachowanie to dopiero jest mantra.
- Ulega Pan jej?
- Nie. Staram się robić swoje i przełamywać opór. Udaje się. Na szczęście. Projekty powstają w ramach grup międzyresortowych, gdzie są ludzie z wielu ministerstw, albo wewnątrzresortowych. Niedawno powołałem kolejną taką grupę. Składa się z 15 osób i opracowuje system promocji polskiej gospodarki i wspierania przedsiębiorców za granicą. To kolejna, już trzecia grupa robocza. Projekt ustawy powstanie w ciągu 2 – 3 miesięcy. To będzie i tak super express. Inny przykład – po to, by przyspieszyć prace nad projektem ustawy o partnerstwie publiczno–prywatnym już teraz, w momencie tworzenie projektu, konsultuję go z organizacjami pracodawców i samorządowcami. Wszystko po to, by projekty miały większą i szybszą akceptację. Powiem więcej, chciałbym aby ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym powstała w… partnerstwie publiczno-prywatnym. To nie żart. Pierwsze spotkanie w takiej właśnie formule będzie miało miejsce może już w najbliższym tygodniu. No, ale są także procedury, które ode mnie nie zależą i dal zajmują mój czas.
- Kwestie gospodarcze nie są tematem obrad koalicjantów
- Owszem są. Muszą być. Na niwie tego wszystkiego, czym się zajmuje resort gospodarki, takie przypuszczenie jest nieuzasadnione. I co ważniejsze, do tej pory nie było nawet szczegółowych, a cóż dopiero generalnych różnic zdań pomiędzy nami.
- Jak wyglądać będzie promocja przedsiębiorczości Polski za granicą
- Chcemy powołać coś, czego do tej pory nie było. Zależy nam na stworzeniu spójnego systemu. Ma on służyć pięciu celom: promowaniu Polski i polskiej gospodarki, wspieraniu eksportu, ściąganiu bezpośrednich inwestycji zagranicznych, wspieraniu polskich inwestycji za granicą oraz pomocy polskim przedsiębiorcom w ich biznesach poza naszymi granicami.
- Próby zmian do tej pory się nie udawały, bo trwały boje o rynek wpływów pomiędzy resortami spraw zagranicznych i gospodarki. …
- Tamte próby miały na celu stworzenie nowej agencji, stworzenie nowego podziału władzy i wpływów. Uznano, że spadek po RRL, czyli istnienie zagranicznych placówek dyplomatycznych i biur radców handlowych to powyborcze łupy. I zapominano, czemu mają służyć. My opracujemy systematyczne i kompleksowe rozwiązanie wraz z odpowiednimi instrumentami do ich realizacji.
- Nie powstanie nowa agencja?
- Nie o to chodzi. Mówię o systemie. Ale jeśli ma powstać system wiążący w swojej funkcji działalność dziesiątek różnego typu podmiotów, to oczywiście musi być i koordynator tego systemu. Kierownik pociągu zawsze musi być.
aft