Wywiad z Adamem Szejnfeldem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki.
kwiecień 2008
Jak to możliwe, że Platforma Obywatelska, która zapowiadała obniżanie podatków planuje podwyższenie akcyzy na autogaz o 80 proc. ?
Adam Szejnfeld: Nie łączyłbym planów zmniejszenia obciążeń podatkowych powszechnych, a taki mają charakter na przykład podatki dochodowe, z akcyzą. Powiem natomiast, z poprzednim zastrzeżeniem, że do pomysłów podwyżek mam, co najmniej duży dystans. Jestem bowiem zwolennikiem zwiększania wolności ludzi i zmniejszania kosztów ich działalności. Nie chciałbym jednak komentować projektu przygotowanego przez Ministerstwo Finansów, gdyż oficjalnie do mnie jeszcze nie dotarł, a nie mogę opierać się li tylko na doniesieniach medialnych. Kiedy, jako Ministerstwo Gospodarki, otrzymamy projekt nowej ustawy o akcyzie do zaopiniowania, to wtedy przedstawimy swoje stanowisko.
Jaka może być opinia resortu gospodarki skoro z tego paliwa korzysta kilkaset tysięcy drobnych przedsiębiorców?
Sytuacja wzrostu cen nośników energii: gazu, ropy, prądu, ma charakter ogólnoświatowy i staje się istotnym problemem gospodarczym. Dlatego bardzo ostrożnie należy posługiwać się instrumentami fiskalnymi mogącymi mieć wpływ na ostateczną cenę energii czy paliw. Trzeba przy tym pamiętać także o wzrastającej w na świecie, w Europie i w Polsce inflacji…
W takiej sytuacji rząd powinien obniżać podatki nakładane na paliwa a nie je podnosić.
Zgadzam się z tą ideą, ale obawiam się, że z radykalnymi obniżkami podatków, w tym akcyzy, może być kłopot. Po pierwsze, nie ma skutecznych mechanizmów, poza rynkowymi, przekładania się obniżania składników cenowych towarów na niższe ceny sprzedaży. To nie jest automat. Po drugie, coraz wyraźniej obserwujemy przesłanki wskazujące na globalne spowolnienie gospodarcze. Jeśli przełoży się ono na spadek tempa wzrostu gospodarczego w Polsce to będzie oznaczać ryzyko spadku tempa wzrostu dochodów budżetu. W planowaniu budżetu na 2009 rok rząd i parlament muszą brać to pod uwagę.
Krośnieńskie Huty Szkła ogłosiły niedawno, że zwolnią 1200 pracowników. Powodem jest trudna sytuacja finansowa spowodowana załamaniem kursu dolara i wzrostem notowań złotego. Czy resort gospodarki analizuje, jakie skutki dla gospodarki będzie miała nadspodziewanie szybka aprecjacja złotego?
Analizujemy to zjawisko, ale nie ma co ukrywać – mamy na nie ograniczony wpływ. Wzrost wartości złotego od 2004 roku jest bardzo wyraźny. Na generalne czynniki, jakie występują obecnie na rynkach finansowych świata, nakładają się nasze rodzime wynikające z dobrej a nie złej sytuacji. Wejście Polski do strefy euro wygenerowało skok rozwojowy, napływ kapitału, wzrost inwestycji… To wszystko powoduje także znaczny napływ walut, które trzeba wymienić na złotówki, wzmacniając jej siłę. Na to nakłada się zwiększona ostatnio inflacja. Nikomu jednak na razie nie przychodzi do głowy schładzanie gospodarki. Trudno więc w tej sytuacji ocenić również gdzie leży granica elastyczności poszczególnych firm, która mogłaby amortyzować wzrost siły złotego. Dla całej gospodarki ta specyfika dotąd nie była groźna, ale przyznaję, że dla wielu firm problem może stać się nie do pokonania.
W przypadku dużej firmy, jaką jest KHS, ta granica została już dawno przekroczona. Zarówno prognozy Ministerstwa Gospodarki jak i Ministerstwa Finansów wskazują na dalsze umacnianie się polskiej waluty.
Na podstawie pojedynczych przypadków firm, które nie mogą utrzymać konkurencyjności nie można mówić, że traci ją cała gospodarka. W 2007 roku wzrost PKB wyniósł 6,6%, podobnie wzrost przychodów netto firm osiągnął 26 proc. 83 proc. podmiotów zanotowało zysk netto. Rentowność wzrosła do 5,1 proc. W 2004 roku, przy słabym jeszcze złotym, wartość naszego eksportu wynosiła 40 mld euro. W ubiegłym roku przekroczyliśmy „mityczny” poziom 100 mld euro. A więc następny rekord bije poprzedni rekord. Tak się dzieje, bo większość dużych eksporterów to firmy zagraniczne. Dodatkowym amortyzatorem jest import, który ma charakter inwestycyjny a wzrost kursu polskiej waluty obniża koszty inwestycji. W pewnym sensie to się bilansuje. Trzeba też oddać hołd przedsiębiorcom, którzy w poprzednich latach podnieśli wydajność pracy, przeprowadzili restrukturyzację kadrową i technologiczną. Weszli w nowe obszary aktywności. To uboczny, ale pozytywny efekt.
Czyli pana zdaniem zagrożenia nie ma?
Przeciwnie. Zagrożenie jest, ale w krótkim okresie czasu wyeliminować skutków rosnącej wartości złotego się nie da. Da się je natomiast zminimalizować. Sposobem docelowym jest wejście do strefy euro, co rozwiąże większość problemów eksporterów. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że jest to proces kilkuletni a nie kilkumiesięczny. Nic natomiast nie zapowiada, by trend wzmacniania wartości złotego miał się zatrzymać. Jeśli mamy wchodzić do strefy euro to powinniśmy zrobić to jak najszybciej. Rozwiązaniem przejściowym jest przygotowana przeze mnie jedna z ustaw „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości” – nowelizacja ustawy Prawo dewizowe i kodeksu cywilnego. Przewiduje ona de facto zniesienie zasady walutowości w Polsce i wprowadzenie prawa rozliczania się przedsiębiorców w euro, w dolarze, czy w dowolnej innej walucie. Do tej pory przedsiębiorcy nie mieli takiego prawa – w każdej najdrobniejszej sprawie musieli uzyskać pozwolenie prezesa NBP. Ustawa została przyjęta przez rząd. Jeśli zaakceptuje ją Sejm ryzyko kursowe ponoszone przez niektórych przedsiębiorców zostanie znacznie ograniczone.
Kiedy w cyklu legislacyjnym pojawią się kolejne ustawy z pana Pakietu?
Kodeks spółek handlowych powinien niebawem trafić na posiedzenie Rady Ministrów. Prawo dewizowe rząd przyjął i kierujemy ten projekt do Sejmu. Ustawa o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych powinna w przyszłym tygodniu trafić na Komitet Rady Ministrów. Na początku maja zajmie się on także prawem upadłościowym i naprawczym, wprowadzającym nową instytucję – upadłością konsumencką. Izby gospodarcze przyjął KRM i wejdzie, miejmy nadzieję, pod obrady najbliższej Rady Ministrów. Ustawa o rachunkowości jest w sejmowej komisji. Ustawę o swobodzie działalności gospodarczej 23 kwietnia czeka kolejne posiedzenie podkomisji gospodarki. Zmiany dotyczące prawa pracy, czyli kodeks pracy i ustawa o stażu absolwenckim są poddawane negocjacjom w Komisji Trójstronnej. Na prośbę związków zawodowych wydłużyliśmy o miesiąc czas konsultacji. Kończymy w resorcie prace nad nową ustawą o partnerstwie publiczno prywatnym. Ustawa o Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości została już przyjęta przez Sejm, a ustawa o specjalnych strefach ekonomicznych i ustawa o wspieraniu działalności innowacyjnej jest w trakcie II czytania. Nad kolejnymi ustawami trwają prace.
Ustawa o PPP będzie zawierała likwidację albo przeniesienie ustawy o koncesjach na roboty budowlane i usługi do ustawy o zamówieniach publicznych?
Dzisiaj w ogóle nie ma ustawy o koncesjach. Częściowo, w odniesieniu do robót budowlanych, jej zapisy są umieszczone w ustawie o zamówieniach publicznych. Ze względu na unijne prawo jest przygotowywana nowa ustawa o koncesjach dotycząca robót budowlanych i usług. Ustawa o koncesjach będzie ustawą szczególną. Nie jest elementem ustawy o zamówieniach publicznych i w żaden sposób nie będzie częścią ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym. Będzie odrębnym aktem prawnym. Chcielibyśmy stworzyć przejrzyste i czytelne prawo dotyczące przestrzeni współpracy między podmiotem publicznym i prywatnym. A przestrzeń regulacyjna ustawy o zamówieniach publicznych, czy koncesjach jest jednak zupełnie inna od zakresu obejmowanego przez PPP. Ustawa koncesyjna, choć nie ma charakteru ustawy specjalnej, to jednak, ze względu na czas, w którym jesteśmy, taki charakter właśnie ma.
Ze względu na Euro 2012?
Tak. Chodzi o to żeby rozstrzygnięcia w sprawach takich jak koncesje na budowę nie zapadały w skomplikowanym i czasochłonnym trybie wydłużającym terminy realizacji zamówień publicznych. Ustawa o partnerstwie publiczno-prawnym i ustawa koncesyjna będą służyć dużemu przyspieszeniu inwestycyjnemu w Polsce. Natomiast dotychczasowa ustawa o zamówieniach dotyczy każdego rodzaju innej działalności między publicznym i prywatnych podmiotem, w którym występuje zasada zapłaty za zrealizowane przedsięwzięcie. To, co bowiem charakteryzuje PPP i odróżnia od obu omawianych ustaw, to nie zapłata, ale przede wszystkim podział ryzyk pomiędzy partnera publicznego i prywatnego.
Czy w ustawie o PPP znajdą się konkretne zapisy dotyczące, na przykład, budowy mieszkań w systemie partnerstwa publiczno prywatnego?
Nie. W przeszłości była tendencja do katalogowania tego, co wolno a czego nie wolno robić w ramach partnerstwa publiczno – prywatnego. My chcemy pójść jak najszerzej i stworzyć uniwersalny instrument dla organów publicznych, który pomoże im realizować ich zadania. Jeśli partner publiczny uzna, że PPP jest korzystne dla niego i dla celu, który ma zamiar zrealizować, to nie będzie miał ustawowych ograniczeń dla podjęcia decyzji o uruchomienia procedury PPP. Ta ustawa ma w jak najmniejszym stopniu biurokratyzować cały proces. Zobaczymy jak będą przebiegać uzgodnienia międzyresortowe. Różnice poglądów już się ujawniają.
Na przykład?
Nie czas mówić o tym, zanim skończymy pracę. Na razie sami próbujemy wdrażać PPP przy tworzeniu ustawy o PPP.
To znaczy?
Chcemy udowodnić, że można tworzyć prawo wspólnie z podmiotami, dla których jest przeznaczone. Wysłaliśmy setki listów do organizacji przedsiębiorców i samorządów z prośbą o wyrażenie poglądów na temat obowiązującej ustawy i zmian, jakie chcieliby do niej wprowadzić. Kiedy przygotowująca projekt grupa międzyresortowa zakończy prace spotkamy się w szerszym gronie przedstawicieli pracodawców i samorządów. Ministerstwo Gospodarki wystąpi w tej debacie, jako legislator – arbiter. Liczę, że takie ułożenie prac dobrze wpłynie na późniejsze wykorzystanie ustawy o PPP w praktyce.
W podobny sposób tworzone są przepisy o ”jednym okienku”? To nie jest pierwsza próba wprowadzenia „jednego okienka” jednak poprzednie kończyły się fiaskiem, głównie jednej powodów olbrzymich problemów technicznych, głównie informatycznych. Dlaczego tym razem ma być inaczej?
„Jedno okienko” nie jest sprawą o fundamentalnym znaczeniu dla gospodarki. To bardziej symbol wskazujący czy państwo zmierza w kierunku ułatwiania życia obywatelom czy też nie. Dlatego jest on tak ważny. Nie lubię oceniać gospodarki przez pryzmat polityki, ale tym razem nie mam wyboru. Mówiąc wprost: w odniesieniu do „jednego okienka” zastaliśmy w rządzie gołą ziemię. Trzeba powiedzieć uczciwie: ani SLD ani PiS, poza tysiącami pięknych słów wyrażanych na setkach spotkań nie zrobiły w tej sprawie absolutnie nic. A wprowadzenie tej instytucji nie jest kwestią tylko ustawy, bo tę można szybko uchwalić, lecz braku infrastruktury techniczno – informatycznej. Ale jeśli mówimy na ten temat, to podkreślę, że moim celem nie jest wprowadzenie ”jednego okienka”, ale coś znacznie więcej – zasady „zero okienka”. Nie ma powodów, żeby w erze Internetu osoba zakładająca firmę musiała osobiście fatygować się do jakiegokolwiek urzędu.
Więc co, będą dwa etapy tej reformy?
Tak. Pierwszym będzie „jedno okienko”. Przewidywać je będzie nowelizacja ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Prace nad tym projektem trwają i zostaną zakończone w ciągu kilku tygodni. Następnie kierujemy projekt do uzgodnień międzyresortowych. Równolegle pracujemy nad stworzeniem infrastruktury, która będzie obsługiwać „zero okienka” – koncepcji systemu informatycznego. Kilka dni temu wysłałem właśnie w tej sprawie pismo do ministra przewodniczącego Komitetu Rady Ministrów oraz do prezesa GUS.
Kiedy on będzie gotowy?
Nasi poprzednicy nie wiedzieć czemu chcieli stworzyć coś co nazwano Centralną Informacją Działalności Gospodarczej. Miał to być system informatyczny zbierający informacje na temat przedsiębiorców działających w Polsce funkcjonujący niezależnie i obok systemów ewidencyjnych. To jest pomysł z ustawy o swobodzie działalności gospodarczej z 2004 roku, powielany później. Niestety, poza zapisami nic nie zdziałano ani w 2004 ani w 2005 roku. W budżetach na 2006 i 2007 rok były nawet na to zarezerwowane pieniądze, ale też nic nie uczyniono, a pieniądze przepadły. Nie mogę tego zrozumieć. Dlatego dziś jesteśmy w punkcie wyjścia. To tak jakbyśmy mieli dziś rok 2004. Próbujemy ten okres nadrobić. Proponujemy też zupełnie inny system.
Jak on ma wyglądać?
Roboczo nazwaliśmy go Centralną Informacją i Ewidencją Działalności Gospodarczej. Proponujemy stworzenie systemu dwufunkcyjnego, który mógłby pełnić rolę tak rejestracyjną, jaki i informacyjną. W przyszłości skonsolidowałby zarówno ewidencję działalności gospodarczej osób fizycznych jak i spółek handlowych, ale zarazem pełniłby rolę także i innych ewidencji, czyli to wszystko, co się dzisiaj wiąże z NIP-em, PESEL-em i REGON-em…. Wówczas powstałaby jedna baza rejestrująca firmy, która jednocześnie byłaby elementem bezpieczeństwa obrotu gospodarczego poprzez dostęp z zewnątrz do zawartych w niej informacji o firmach.
To dość odległe plany. Czy to oznacza, że w tej kadencji „jedno okienko” nie zacznie funkcjonować?
Już w tym roku przyjmiemy stosowne przepisy. Nowa wersja ustawy o sdg trafi w czerwcu pod obrady rządu. Jeśli prace w Sejmie pójdą gładko w IV kwartale przepisy wejdą w życie.
A „jedno okienko” zacznie funkcjonować od 1 stycznia 2009?
Może szybciej. Natomiast nie robiliśmy jeszcze przymiarek do harmonogramu dla programu „Zero okienka”. Hipotetycznie można założyć, że jeśli nasza koncepcja zyska uznanie i znajdą się na nią pieniądze, to w przyszłym roku moglibyśmy dopracować ją od strony technicznej i informatycznej. Wdrażanie ruszyłoby w 2010 roku i projekt mógłby w pełni zafunkcjonować. Pamiętajmy jednak, że ta operacja będzie wymagać spięcia wielu niekompatybilnych systemów. Do tego dochodzą problemy z infrastrukturą przesyłową. Nie wszystkie z 2,5 tysiąca polskich gmin są dobrze zinformatyzowane.
Czyli to gminy a nie urzędy skarbowe będą zarządzać „jednym okienkiem”.
Tak . Gminy od lat są ośrodkiem prowadzącym ewidencję działalności gospodarczej. Skoro za kilka lat mamy wszystko to przenieść do elektronicznej bazy danych to nie ma sensu robić rewolucji z przenoszeniem ewidencji do urzędów skarbowych na czas przejściowy. Poza tym gmin jest 2,5 tysiąca a urzędów tylko 400. Przesunięcie ewidencji do US znacznie ograniczyłoby dostęp. Pomijam fakt, że to w gminach a nie w urzędach skarbowych są wyszkoleni w tym zakresie pracownicy, którzy znają się na rzeczy.
Innym zamierzeniem Ministerstwa Gospodarki jest zastąpienie zaświadczeń oświadczeniami. Czy nie ma tu jednak pewnej naiwności, że przedsiębiorcy są uczciwi i można im w pełni zaufać? Nie obawia się pan, że nowe zasady będą nadużywane?
Nieufność, podejrzliwość, to już w Polsce powszechna zasada. Jeśli w jakimkolwiek projekcie próbuję rozszerzać zakres wolności przedsiębiorców, czy tak, jak w tym wypadku szerzej, bo wszystkich obywateli, to natychmiast pojawiają się pytania lub nawet gotowe przykłady negujące takie pomysły ze względu na możliwość nadużyć. A przecież, gdy się popatrzy na obraz całego społeczeństwa, okaże się, że tylko niewielki procent działa niezgodnie z prawem. W związku z tym nie możemy tworzyć prawa przez pryzmat 2 proc. nieuczciwych z negatywnymi tego konsekwencjami dla wszystkich uczciwych. Prawo powinno być dla tych drugich. Przestępcy i tak go nie przestrzegają. Wprowadzam doktrynalną zasadę domniemania uczciwości. Oświadczenie będzie wiązać osobę, która je składa. Nie wykluczam jednak, że w przypadku tych przepisów, mimo że są one stosunkowo nieskomplikowane, zaproponujemy wydłużone vacatio legis. Może będą potrzebne programy edukacyjne. Obywatel musi mieć czas by uświadomić sobie, że wraz ze wzrostem jego praw rośnie także jego odpowiedzialność.
Planowane jest jakieś sito, zgodnie z którym tylko wybrane zaświadczenia zostaną zastąpione oświadczeniami?
Kryteria będą dość uniwersalne. Po pierwsze wszędzie tam, gdzie prawo międzynarodowe, na przykład unijne, zobowiązuje nas do realizowania jakiegoś zadania w określonej formie, w tym wypadku w formie dokumentowania zaświadczeniami, to nie będziemy z nich rezygnować. Drugie kryterium dotyczy szeroko rozumianego bezpieczeństwa: zdrowotnego, finansowego, przeciwpożarowego, itd. We wszystkich przypadkach niewynikających z prawa międzynarodowego lub zasad zachowania bezpieczeństwa zaświadczenia będą mogły zostać zastąpione oświadczeniami.
Na czym ma polegać ograniczenie instytucji kontrolnych?
Ograniczenie, to nie jest dobre słowo. Bardziej adekwatnym jest racjonalizacja. To kolejne bardzo duże zadanie, które sobie stawiamy – szczegółowy przegląd stanu instytucji kontrolnych, ilości i zakresu ich kompetencji. Skutkiem tego przeglądu powinna być ocena, czy system kontrolny jest dobrze skonstruowany. W moim przekonaniu on w ogóle nie istnieje. Mamy układ niezależnie funkcjonujących, autonomicznych od siebie instytucji państwowych. A powinien być przede wszystkim systemem. Jeśli nasza analiza potwierdzi ten stan, to powinno się to skończyć zmianami legislacyjnymi polegającymi na konsolidacji tych podmiotów.
To byłaby radykalna operacja? Stworzenie jednego kontrolera?
Nie, raczej konsolidacji branżowej. Dziś, na przykład w ochronie środowiska, działa kilka instytucji zajmujących się kontrolami. W efekcie dochodzi do śmiesznych, z punktu widzenia opinii społecznej, sytuacji. Niedawno rozstrzygaliśmy konflikt kompetencyjny pomiędzy Inspekcją Handlową a Inspekcją Ochrony Środowiska. Obydwie uznawały się wzajemnie za niekompetentne do realizowania przepisów rozporządzenia Ministra Gospodarki. Takich przykładów jest więcej: dwie lub więcej instytucji uznaje się za niekompetentne albo, co gorsza za kompetentne do wykonywania tego samego zadania. Cierpią na tym przede wszystkim przedsiębiorcy. Do jednej firmy może przyjść trzech kontrolerów, którzy sprawdzają to samo. Horror.
Kto w resorcie zajmuje się tą sprawą?
Ja. Zleciłem przygotowanie analiz. Tak, jak powiedziałem – konsekwencją może być wniosek o stworzenie ustawy racjonalizującej system kontrolny. Dziś w odniesieniu do szeroko rozumianej działalności gospodarczej działa 47 różnych instytucji kontrolnych. Przedsiębiorcy donoszą, że mimo hucznych zapowiedzi naszych poprzedników wciąż zdarzają się nie tylko kilkutygodniowe kontrole, ale nakładające się na siebie wielomiesięczne naloty kontrolerów.
Kiedy wniosek w tej sprawie będzie gotowy?
To niestety trochę potrwa. W poprzedniej kadencji, kiedy powstawał Pakiet Kluski, złożony z jednej tylko niewielkiej ustawy, prace nad nim trwały aż dwa lata. Teraz pracujemy równolegle nad ponad 20 ustawami. Moce przerobowe są więc nadwyrężone a harmonogramy napięte. Analizy powinny jednak być gotowe do końca III kwartału. Wnioski i projekt napiszemy w IV kwartale.
Na jakim etapie są prace nad ustawą dereglamentacyjną?
Chciałbym w I półroczu mieć gotową analizę, która dałaby podstawy do stworzenia założeń do ustawy. Drugie półrocze poświecimy na jej pisanie. To kolejne bowiem gigantyczne zadanie. Prawie 200 ustaw i setki rozporządzeń trzeba przejrzeć, przeanalizować zanim przystąpi się do pracy nad projektem.
Rozumiem. A na czym polegają różnice między Ministerstwem Gospodarki a Ministerstwem Pracy w sprawie nowelizacji kodeksu pracy? Co jest w protokóle rozbieżności?
Nie ma protokołu rozbieżności. W „Pakiecie na rzecz przedsiębiorczości” znajdzie się 21 ustaw. Tylko kilka z nich to ustawy właściwe Ministerstwu Gospodarki. Pozostałe, po ich opracowaniu, przekazujemy innym resortom, które dalej je pilotują. Tak też było z Kodeksem pracy i dlatego też nie ma tu żadnych różnic między nami. Ostateczny tekst pisaliśmy bowiem wspólnie w grupie międzyresortowej i w układzie bilateralnym z resortem pracy.
A ile zastrzeżeń zgłosił resort pracy do projektu Ministerstwa Gospodarki?
Nie to jest istotne, ale to, że 99 proc. uwag zgłoszonych przez Ministerstwo Pracy zostało przez nas zaakceptowanych. Na obecnym etapie nie można więc mówić o różnicach poglądów. Po publikacjach mediów, nie zawsze prawdziwych, wytworzyła się natomiast wśród związków zawodowych opinia, że jest to nowelizacja przełomowa wprowadzająca szkodliwe dla pracowników zmiany. Cóż, my patrzymy na kodeks oczyma pracodawcy, resort pracy i związki zawodowe oczyma pracowników. To naturalne i zrozumiałe. Nie zrozumiałe jest natomiast archaiczne podejście objawiające się efektem postrzegania pracodawcy, jako instytucji państwowej. Wiele zapisów kodeksu pochodzi z głębokiego PRL-u. W warunkach gospodarki państwowej przedsiębiorstwo było utożsamiane z państwem i nakładano na nie obowiązki charakterem przypominające pomoc społeczną.
Na przykład?
Obowiązek przywrócenia do pracy pracownika zwolnionego z tymczasowego aresztu. Niektórzy nie mogą rozumieć, że „mały pracodawca” nie może przejmować obowiązków „dużego państwa”. Jeśli państwo pomyliło się wobec danej osoby, to nie zakład pracy, nie przedsiębiorca za państwo ma ponieść tego konsekwencje. Oponenci, w innym przypadku na przykład nie zgadzają się, żeby w małych firmach nie było regulaminu pracy. A przecież w małych przedsiębiorstwach, zatrudniających dwie – trzy osoby, a takich jest najwięcej, nie ma takiej potrzeby. Dzisiejszy kodeks pracy odnosi się do specyfiki wielkich firm takich jak kopalnie czy stocznie. Tam zatrudnieni są działacze związkowi i specyfikę wielkich firm próbują przekładać na sytuację w jednoosobowych, czy rodzinnych polskich przedsiębiorstwach. To nieporozumienie.
Związkowcy reprezentują duże firmy, więc bronią swoich zdobyczy.
Dlatego stworzyliśmy odrębne przepisy dla mikroprzedsiębiorców, czyli dla firm zatrudniających do 9 pracowników. Proponujemy trzy kategorie zmian: pierwsza dla wszystkich, na przykład skrócenie okresu wypłacania zasiłku chorobowego przez pracodawcę i przeniesienie tego obowiązku na ZUS. Druga to przepisy dla mikroprzedsiębiorców. Trzecia kategoria reguluje zatrudnienie prywatne: gosposi, niani czy ogrodnika. Na większość tych propozycji związki mówią: Nie. Związki reprezentują filozofię zgodnie, z którą im silniejsze jest powiązanie pracownika z firmą tym bardziej jest on chroniony. Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. Rygorystyczne przepisy po pierwsze wcale nie chronią pracowników, a po drugie utrudniają zatrudnienie tych, co są bezrobotni. Wszystkich godzi szara strefa. Tam zatrudnienie kwitnie a prawo pracy nie obowiązuje. Ale czy o to nam chodzi? Mnie nie!
To się powoli zmienia wraz z przewartościowaniem pozycji na rynku.
Tak, ale to potrwa jeszcze lata, a my już dziś potrzebujemy pracowników w firmach a nie na bezrobociu. Żeby podtrzymać sześcioprocentowy wzrost gospodarczy Polska musi mieć wskaźnik aktywności zawodowej powyżej 60 proc. Dziś wiele nam do tego poziomu brakuje. Dlatego są potrzebne zmiany, także te dotyczące rynku pracy i prawa pracy.