luty 2004
ADAM SZEJNFELD, poseł Platformy Obywatelskiej, przewodniczący Komisji Gospodarki w Sejmie. Laureat nagrody ,,Honorowy Ambasador Polskiego Biznesu’’. To prestiżowe wyróżnienie dla polskiego polityka po raz pierwszy w swojej czternastoletniej historii przyznał Polski Klub Biznesu. Dość powiedzieć, że standardowo nagradza tylko polskich przedsiębiorców, a z polityków tylko wielkie osobistości Europy i świata. W tym roku taką nagrodę otrzymał Pat Cox, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. W poprzednich latach laureatami zostali między innymi Ronald Reagan, Margareth Tatcher, Zbigniew Brzeziński.
1. Jak się czuje polityk doceniony przez koła biznesu?
Adam Szejnfeld: Zawsze chciałem, aby postrzegano mnie przede wszystkim jako osobę dobrze przygotowaną merytorycznie do tego, czym się zajmuję, a nie tylko jako polityka. Ta druga rola, powiem szczerze, jest dla mnie wtórną. Po prostu, mając konkretne przekonania i chcąc w życiu publicznym dokonać określonych zmian, można to osiągnąć głównie poprzez aktywność polityczną. Karierę moją opieram więc bardziej na rzetelnym i odpowiedzialnym zajmowaniu się sprawami związanymi z ekonomią i gospodarką, niż na czystej polityce. W swoich poglądach natomiast, a jestem liberałem, co nie wszystkich cieszy, staram się być stabilny, a niekiedy nawet i bezkompromisowy. Mimo to, a może właśnie dlatego, wydaje się, że jestem przez środowiska gospodarcze doceniany. Nagroda „Honorowego Ambasadora Polskiego Biznesu”, nie jest bowiem moją pierwszą, choć można by rzec, iż jest ukoronowaniem dotychczasowych.
2. Miniony rok wydaje się przełomowy w pańskiej karierze. Ze skromnego posła z niewielkiego Szamocina trafił pan na salony Warszawy, co natychmiast wyłapała telewizja zapraszając pana do swoich audycji, w których pełni pan rolę komentatora polskiej gospodarki. Czuje się pan już liderem Platformy?
No, nie przesadzajmy. Może nie tyle liderem, a człowiekiem, którego się ceni za merytoryczne podejście. W naszym gronie jest wielu znanych polityków, postrzeganych za profesjonalistów, by wspomnieć tylko Zytę Gilowską. Konkurencję mam zresztą większą, np.: Janusz Lewandowski, Rafał Zagóry i wielu innych. Mam nadzieję, że to, co robię jest dostrzegane również w moim rodzinnym Kaliszu, czy uroczym, małym Szamocinie, gdzie byłem burmistrzem, ale muszę przyznać, iż nie jest łatwo w Warszawie przebić się ludziom z tzw. prowincji.
3. Ale to o panu tu i ówdzie mówi się jako o przyszłym Ministrze Gospodarki… A wicepremier Jerzy Hausner, bierze sobie do serca pana uwagi, mówiąc publicznie, że je sobie ceni, bo są merytoryczne
Co do tego ministrowania, to słyszałem już takie głosy, nawet z usta znanego komentatora gospodarki, pana Roberta Gwiazdowskiego, którego bardzo cenię. Podawały takie możliwości również i niektóre ogólnokrajowe media. Ale to przedwczesne spekulacje. Najważniejsze to zajmować się codzienną pracą, a tej po prostu jest ogrom. Moje życie nabrało szalonego tempa, praca na stanowisku przewodniczącego Komisji Gospodarki nie ogranicza się tylko do Sejmu i działalności w Warszawie, Poznaniu, czy Pile. Musze jeździć na spotkania po całej Polsce a także odbywać niezliczone spotkania również z delegacjami zagranicznych kół biznesu oraz politykami. Te ostatnie bardzo cenię, gdyż mogę je wykorzystać do tworzenia dobrego wizerunku naszego kraju. Jestem tym bardziej przekonywujący, że reprezentuję było nie było opozycję. A trzeba pamiętać, że nieraz takie półgodzinne mniej oficjalne rozmowy mogą przynieść większe efekty niż oficjalne spotkania i negocjacje.
4. Wróćmy jeszcze do tej kariery – mówi się, że na szczyty wyniosło pana właśnie szefowanie komisji gospodarki i oczywiście popularność Platformy.
W Sejmie jest przynajmniej trzydzieści komisji i każda z nich ma swojego przewodniczącego. Nie każdy staje się sławny. W poprzedniej kadencji Sejmu byłem jej wiceprzewodniczącym, a wtedy przewodził jej obecny wiceminister gospodarki Jacek Piechota. Ale już wtedy otrzymywałem wyrazy uznania od środowisk biznesu. Każdy człowiek, tak na prawdę, na swój wizerunek pracuje bardzo długo. Jeśli jest to praca dobra, to po prostu popularność przychodzi prawie z znienacka. Dlatego jest to wrażenie takiej chwili. To jednak nie jeden skok robi z człowieka uznanego mistrza, lecz długotrwały wysoki poziom, jaki się sobą reprezentuje. Podobnie jest z popularnością Platformy, to nie ona nas wyniosła, a sami na nią zapracowaliśmy.
5. Piechota wszedł do rządu, a więc historia może się powtórzyć… Jest pan gotowy wziąć na swoje barki taką odpowiedzialność?
Jak się coś zaczyna robić i traktuje bardzo serio, to trzeba się liczyć ze wszystkim i być na wszystko przygotowanym. Człowiek powinien bać się w życiu tylko śmieszności, nigdy odpowiedzialności. Ja się nie boję.
6. Jako wiceprezes Polsko-Arabskiej Izby Gospodarczej już w ubiegłym roku włączył się pan w kampanię na rzecz aktywności polskich przedsiębiorców w Iraku. Firma Bumar przegrała już przetarg na uzbrojenie irackiej armii. Dostaliśmy po nosie, czy możemy jeszcze liczyć na jakiś kąsek z tego wielkiego tortu?
Nie łudźmy się, że polskie firmy łatwo i samodzielnie będą wygrywały najbardziej lukratywne kontrakty, które finansuje amerykański rząd. Wokół Bumaru – zrobiło się dużo szumu i nastąpiło wielkie rozczarowanie. Uwierzyliśmy w siłę polityki, pomyśleliśmy – skoro pomagamy Amerykanom w Iraku, powinni pomóc nam w interesach. No to jak to jest? Wołamy o uczciwość w biznesie, dopominamy się o ,,czyste’’ przetargi’’, a jak przegrywamy zagraniczny kontrakt, to mamy pretensję, że nie patrzono na inne względy?… W Iraku tort do podziału jest jeszcze ogromny, tam trzeba odbudować wszystko – za międzynarodowe i irackie pieniądze też, nie tylko amerykańskie. Zamiast lamentować, polskie firmy muszą wchodzić w międzynarodowe konsorcja i walczyć o swój interes. A on jest tam do zrobienia i wielu, moim zdaniem, go jeszcze zrobi.
7. Niebawem wybory do Parlamentu Europejskiego, wielu polskich polityków już ostrzy sobie zęby na wygodne i dobrze płatne posady. Panu marzy się międzynarodowa kariera?
Nie zamierzam kandydować. Parlament Europejski to raczej miejsce politycznych dyskusji, niż podejmowania ostatecznych decyzji. Sprawy gospodarcze – dla mnie najistotniejsze – są tam raczej na drugim planie. Gdybym wyskoczył z kraju do Brukseli zaprzepaściłbym wiele lat mojej pracy dla spraw polskich, chyba, a nie może tam pracować poseł ,,Szejnfeld bis’’, bo takiego nie ma.
Rozmawiała EWA AUER