Arthur Schopenhauer “Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli.”

Hannibal “Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy.”

Tygodnik Polityka

Redaktor admin on 19 Kwiecień, 2008 dostępny w Wywiady. Możesz śledzić odpowiedzi do tego wpisu poprzez RSS 2.0. Nie ma możliwości pozostawienia komentarza.

POLITYKA.

Rozmowa z Adamem Szejnfeldem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki
kwiecień 2008

Rozmowa z Adamem Szejnfeldem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki

- Największe polskie firmy miały znowu dobry rok. W większości przypadków rosły ich obroty, produkcja, sprzedaż towarów, eksport, i, co najważniejsze, zyski. Pana to zdziwiło?

Adam Szejnfeld:- Ależ to żadna niespodzianka. Gdyby nie zaniechania ubiegłych lat te wyniki mogłyby być jeszcze lepsze, a co ważne, miałby bardziej trwały charakter. W minionym 2007 roku łączny wynik finansowy netto przedsiębiorstw był lepszy o 26% w porównaniu do roku poprzedniego, prawie 83% firm osiągnęło zysk netto, a średnia rentowność wzrosła do poziomu 5,1%. Ciągle imponująco wysoki był także eksport i mimo umacniającej się złotówki pobił rekord wszechczasów. Jego wynik zamknął się bowiem wartością 101 mld euro, a warto przypomnieć, że na przykład 2004 roku wyniósł łącznie tylko 43,4 mld euro. Tak, od kilku lat, przede wszystkim dzięki efektom naszego członkostwa w Unii Europejskiej, polska gospodarka utrzymuje się na naprawdę wysokiej fali wzrostu.

- Ale z drugiej strony… Ameryka od dwóch lat wyraźnie zwalnia, mówi się o groźbie kryzysu; szybko rosną ceny surowców, popyt w Europie Zachodniej siada, a to przecież nasz najważniejszy odbiorca. Czy to nie są powody, żeby nadwyrężyć pański optymizm?

- Duża gospodarka to nie jest bolid formuły I. Ona długo się rozpędza, ale też i długo hamuje. Wszystkie negatywne czynniki, o których myślimy, będą miały znaczenie, ale nie wydają mi się aż tak groźne. Owszem, niepokojące sygnały napływające ze Stanów Zjednoczonych mogą mieć wpływ na gospodarkę światową, w tym Europy i jakoś przenieść się na liderów przemysłu, handlu i usług w Polsce, ale na szczęście nie ma obecnie przesłanek, by sądzić, iż będzie to miało zasadnicze znaczenie. Należy spodziewać się więc, że dobre wyniki powtórzą się także i w bieżącym roku. „Efekt Unii” powinien być nadal tak przemożny, że również w następnych latach da gwarancję przyzwoitego wzrostu. Inna sprawa, że może on być trochę wolniejszy niż dotąd.

- I chyba będzie, bo polska gospodarka z różnych powodów staje się, krok po kroku, mniej konkurencyjna. Obserwowane od czterech lat wyjazdy milionów ludzi za pracą, z jednej strony umożliwiły istotne ograniczenie rozmiarów bezrobocia, a z drugiej – ułatwiły w 2007 roku silną, rosnącą presję na wzrost płac, także w sektorze przedsiębiorstw. Jeszcze niedawno międzynarodowe koncerny przenosiły swoją produkcję z Europy Zachodniej do Polski i na Słowację. Za rok, dwa zaczną wybierać Rumunię, Bułgarię czy Ukrainę, nie wspominając już o Chinach i Wietnamie, bo to już od dawna czynią.

- Myślę, że nie musi tak być. Po pierwsze, eksponuje pan tylko jedną stronę równania (stopniowy wzrost płac, które jednak nadal znacznie odbiegają od średniej w Europie Zachodniej, zwłaszcza, jeśli chodzi o siłę nabywczą) a nie zauważa jednoczesnego wzrostu wydajności i efektywności produkcji, korzystnych zmian organizacyjnych i technologicznych, wzrostu pewności i wiarygodności naszej gospodarki, słowem, ogólnego postępu w firmach, który sprawia, że per saldo ich konkurencyjność nie spada. Nie zmienia tego nawet w widoczny sposób rosnąca siła złotego, która w teorii miała być zabójcza dla eksporterów, a w praktyce okazała się niezwykle motywująca do restrukturyzacji, modernizacji, innowacji, rozwoju, wykorzystania istniejących rezerw. Efekt jest taki, że polski eksport w 2007 roku znowu pobił wszelkie rekordy, przekraczając magiczną do tej pory sumę 100 mld euro, a najważniejsi eksporterzy wcale nie wypadli z rynku. Owszem, płace stopniowo rosną, ale Polska ciągle pozostaje atrakcyjnym miejscem dla kapitału zagranicznego, bo wykwalifikowana siła robocza jest u nas względnie tania, gospodarka stabilna a inflacja kontrolowana. Jeśli na świecie nie dojdzie do recesji i pełnowymiarowego kryzysu – a jak już wspomniałem, uważam, że nie ma takich symptomów – to naprawdę w kilku najbliższych latach nie ma powodów do wielkiego niepokoju.

- W ostatnich miesiącach inflacja też jednak wyraźnie przyspieszyła, sięga dziś 4,1 proc. w stosunku rocznym, a ma być jeszcze wyższa. Dla przedsiębiorców, jak zresztą i dla nas wszystkich, to jest duży problem.

- Owszem, może być, ale pod warunkiem, że tego zjawiska nie udałoby się powstrzymać i ograniczyć. Dzisiaj właściciele firm podejmują decyzje o inwestycjach na podstawie prognoz inflacyjnych na lata 2010-2012. Jeśli wierzą w skuteczność RPP i uznają, że to przejściowe wybicie cen, to nie będzie problemu. Nie można jednak zaprzeczyć, że postępująca drożyzna ułatwia naciski płacowe, podnosi w wielu wypadkach koszty i utrudnia planowanie. Na ile to możliwe, musimy wszyscy z tym walczyć. Szkoda, że tak późno obudziła się ze swoim reakcjami Rada Polityki Pieniężnej. Mnie bardziej jednak niepokoi sytuacja na rynku pracy i te obawy są dziś w rządzie powszechne. Dlatego taką wagę przywiązujemy do stworzenia zachęt powrotu dla emigrantów, programu aktywizacji zawodowej pięćdziesięciolatków, wciągnięcia na rynek pracy większej liczby kobiet, ograniczenia przywilejów emerytalnych. To wszystko musi być wykonywane łącznie i niemal jednocześnie, bo i w tym zakresie mamy do czynienia z nadmiarem zaniechań z ubiegłych lat.

- Trochę za szybko przeszliśmy do porządku dziennego nad coraz silniejszą złotówką. A ona do rozpaczy doprowadza dzisiaj niejednego eksportera.

- Tak, to prawda, siła złotówki bije niestety rekordy. W latach 2004 – 2007 roku euro osłabło wobec złotego o 16,6% a dolar aż o 24,3%. Należy jednak pamiętać, iż każdy przypadek poszczególnych firm jest inny. Producenci, którzy dużo eksportują, ale jednocześnie mają duży import, zwłaszcza ze strefy dolarowej, już mniej będą się skarżyć. Proszę pamiętać też, że znaczna część naszego importu ma na szczęście charakter inwestycyjny. Przedsiębiorcy kupują za granicą maszyny, wyposażenie, materiały, surowce więc nie tylko mniej dostają za swoje wyroby, ale też mniej wydają. Co więcej, rosnący udział w naszym eksporcie mają międzynarodowe koncerny, zakładające fabryki w Polsce, dla których rosnąca siła złotego jest dużo łatwiejsza do neutralizacji. Najbardziej niestety cierpią firmy małe i średnie. Dla nich rzeczywiście nie ma alternatywy poza cięciem kosztów i wzrostem wydajności. Pewną pomocą dla nich będzie przygotowana przeze mnie w ramach „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości” ustawa znosząca zasadę walutowości w Polsce, czyli zezwalająca firmom na rozliczanie się w transakcjach między sobą w dowolnej walucie. Pozwoli to na ograniczanie ryzyka kursowego mniejszym kosztem niż dotąd. Liczę, że te przepisy wejdą w życie jeszcze latem tego roku. Ostatecznym jednak rozwiązaniem według mnie jest dążenie Polski, by szybko wejść do strefy euro.

- Z innymi zmianami jest dużo gorzej. O planach odbiurokratyzowania gospodarki, których pan zresztą zawsze był zwolennikiem i promotorem, ciągle dużo się mówi. Dlaczego tak długo trwa wdrożenie proponowanych rozwiązań?

- Bo to sprawy skomplikowane, a opór związkowej, politycznej, a także biurokratycznej machiny trudny jest do przezwyciężenia. Ale na pewno się nie poddamy. Prócz planów przygotowywanych w Ministerstwie Gospodarki, w ramach „Pakietu na rzecz przedsiębiorczości”, i w komisji „Przyjazne Państwo”, Polska włączyła się też w realizację ogólnounijnego programu „Lepsze prawo”, który polega na obniżeniu do 2012 roku obciążeń administracyjnych o 25%. My chcemy osiągnąć ten cel wcześniej, bo do 2010 roku. Ma być mniej reglamentacji, koncesji, pozwoleń na prowadzenie działalności. To wszystko ma istotny, finansowy wymiar dla firm. Szacujemy, że same tylko ograniczenia reglamentacyjne kosztują polskie przedsiębiorstwa 19 mld złotych rocznie. Łatwo policzyć więc, o jak wysoką stawkę idzie gra. I łatwo zrozumieć, dlaczego organizacje przedsiębiorców tak bardzo się niecierpliwią.

- Słynne „jedno okienko” dla kandydata na przedsiębiorcę do dziś nie funkcjonuje. W efekcie, choć to sprawa na pewno nie najważniejsza, nabrała rangi symbolu. I obecny rząd też nie ma się czym pochwalić.

- Bo mimo głośnych obietnic poprzednich ekip rządowych – i SLD, i PiS – przez minione 4 lata nawet nie ruszono z przygotowaniami. To kuriozalne, było tyle mówienia i jak zwykle na gadaniu się skończyło. Zastaliśmy gołą ziemię. Musimy z tym zaczynać od początku, gdyż nawet koncepcji rozwiązania problemu nie zostawiono. Nie opracowano projektów infrastruktury informatycznej, programów komputerowych, nie stworzono sieci…. No, cóż, jedno okienko, to rzeczywiście symbol, ale nie tylko, także rzeczywiste ułatwienie dla firm. W mojej koncepcji chcę jednak pójść jeszcze dalej. „Zero okienka” – oto właściwy cel w społeczeństwie XXI wieku. Całą procedurę rejestracji i zakładania firm trzeba przenieść do Internetu, zintegrować wszystkie najważniejsze bazy danych i systemy ewidencyjne administracji państwowej, urzędów, sądownictwa (EDG, KRS, NIP, REGON, PESEL). To zadanie gigantyczne i niestety bardzo kosztowne. Ale pierwszy etap, w postaci tego symbolicznego „jednego okienka”, które w przyszłości w ogóle zniknie, chcemy przejść jeszcze w tym roku.

- Przedsiębiorcy, to już trochę rytuał, narzekają na wysokie podatki i skomplikowanie całego systemu fiskalnego, restrykcyjność i nadmierność kontroli, sztywne przepisy prawa pracy, biurokratyzm i nieprzychylność urzędników. W wielu przypadkach mają rację. W innych uprawiają tylko lobbing. Trudno jednak porównywać sytuację wielkiej, państwowej kopalni i drobnej prywatnej spółki. Która grupa przedsiębiorstw wymaga pana zdaniem dziś większej troski ze strony ustawodawcy i przejrzenia przepisów regulujących ich funkcjonowanie?

- Zawsze tak było, że firma duża i państwowa, na dodatek z silnymi związkami zawodowymi, mogła liczyć na więcej i to bez względu na polityczną barwę rządzących. Wystarczy prześledzić losy polskiego górnictwa, przypomnieć sobie wydarzenia w przemyśle stoczniowym czy na PKP. Sytuacja zmieniła się, a warunki – przynajmniej formalnie – zaczęły wyrównywać się dopiero po wejściu Polski do Unii. Teraz pomoc publiczna dla firm ma już swoje limity i jest ściśle kontrolowana. A i tak uważam, że „dużym i państwowym” jest pod wieloma względami nadal lepiej i łatwiej. Jeśli przejrzeć listy wspomaganych z budżetowych środków, to widać, że częstotliwość i chęć niesienia pomocy państwowym przedsiębiorstwom ciągle dominuje. Inna sprawa, jak one z tego korzystają. Niestety, dane pokazują, że efektywność pracy, rentowność przedsiębiorstw, większa siła konkurencyjności, to zalety nie firm z udziałem państwa, ale przedsiębiorstw prywatnych. To wskazuje też, jaka gospodarka powinna być. Prywatna.

- A małe i średnie firmy?

Tu potrzebne są rozwiązania powszechne, horyzontalne, mogące pozytywnie skutkować dla wszystkich przedsiębiorstw. Podejmujemy je. Ale przy okazji warto zwrócić uwagę na jedną grupę, niegdyś w gospodarce istotną, która w minionym czasie zupełnie została pozostawiona swojemu losowi. To spółdzielnie pracy, z których większość upadła w ostatnich latach, a te, które się ostały dziś często tylko wegetują zasklepione w swojej prawnej strukturze, z której nie mogą się w praktyce wydobyć, znaleźć partnerów, przyciągnąć kapitał, inwestycje… Z tak nieelastycznym partnerem, poddanym przesadnym rygorom prawnym, proceduralnym i finansowym, niemal nikt nie chce robić interesów. Efekt jest taki, że wiele spółdzielni zbankrutowało, a cały sektor się zwija. Tym razem ze strony państwa mieliśmy „tylko” grzech zaniechania, lecz dla wielu spółdzielni skutki okazały się fatalne. Tak to już jest, kiedy rząd i ustawodawca zabierają się za odbiurokratyzowanie państwa, czy niezbędne działania regulacyjne, to powinny także brać pod uwagę status działalności gospodarczej również w zależności od specyfiki stanu prawnego przedsiębiorcy – osób fizycznych, spółek prawa handlowego, spółdzielni, itd. Wielokrotnie zmieniano na przykład prawo handlowe, by wzmocnić pozycję i możliwości spółek handlowych, niestety nie zmieniano prawa spółdzielczego pod tym samym względem. Natomiast nie ma przecież żadnych dobrych powodów, żeby w takich przypadkach ograniczać swobodę gospodarczą, a niestety, to się zdarzało.

- To już cała lista opuszczonych i poszkodowanych?

- Szewc, blacharz, czy właściciel przysłowiowego „sklepiku na rogu”, to nie państwo. Polski Kodeks pracy natomiast często traktuje te firemki, nie tylko tak samo, jak wielkie, gigantyczne przedsiębiorstwa, ale wręcz jak instytucje państwowe zobowiązane do świadczeń nie tylko z prawa pracy, ale wręcz z zakresu pomocy społecznej. Przeciętne zatrudnienie w polskich przedsiębiorstwach, to ok. 2,14 osoby, ale już w małych i średnich firmach, to tylko statystyczne 1,2 osoby. Nie powinno się więc specyfiki i możliwości dużej firmy odnosić do możliwości także tak maleńkich. Uważam, że państwo powinno bronić przede wszystkim słabszych. A słabszy to z reguły i mniejszy. Szczególnie dobrze widać to przy analizie właśnie przepisów prawa pracy. Stąd moje propozycje zmian przepisów o zatrudnieniu w mikroprzedsiębiorstwach. Niestety, na razie napotkały stanowczy sprzeciw głównie związków zawodowych. W Komisji Trójstronnej jednak prowadzimy na ten temat rozmowy, Być może dadzą one szanse na porozumienie.

- Czy rząd wróci do prywatyzacji majątku, w tym dużych spółek, jakie pozostają jeszcze pod kontrolą państwa?

- Tak, jest taki program. Obejmuje setki spółek, w tym wiele tzw. resztówek, czyli mniejszościowych pakietów akcji częściowo już sprzedanych firm. Ale nie tylko. Wiadomo, że obejmie on także niektóre kopalnie, zakłady chemiczne, farmaceutyczne i firmy energetyczne. Bez ogromnych inwestycji, zwłaszcza w energetyce, polska gospodarka mogłaby popaść w ogromne, już rysujące się tarapaty z powodu ostrych niedoborów energii. Środków na takie inwestycje trzeba dziś szukać przede wszystkim w sektorze prywatnym. To jest świadomy program, ale tak naprawdę nie mamy wyboru. Kto tego nie rozumie i chciałby przeciwdziałać będzie podcinał gałąź, na której wszyscy siedzimy.

- Zawsze narzekaliśmy, że polski przemysł jest energochłonny, mało nowoczesny, zdominowany przez huty, kopalnie, zakłady nawozowe i inne tradycyjne branże. To się pana zdaniem zmieni?

- Tak, bo i tu nie ma wyboru. To jest wyzwanie nie tylko cywilizacyjne, ekonomiczno-gospodarcze, ale nawet ekologiczne. Proces rekonstrukcji bazy polskiej gospodarki zaczął się już dzięki dużym zagranicznym inwestycjom i to w coraz nowocześniejsze sektory. Szybko rozwijająca się, i w miarę stabilna, polska gospodarka przyciąga nadal zagraniczny kapitał. W efekcie, tylko ubiegłoroczne inwestycje szacuje się na razie na prawie 14 mld euro, a w tym roku powinny one przekroczyć 15 mld. Staliśmy się ważnym producentem w dziedzinie motoryzacji, europejską potęgą w sektorze elektroniki użytkowej, na przykład monitorów telewizyjnych, krajem gdzie montuje się coraz więcej sprzętu AGD znanych marek. Firmy, które gotowe są inwestować większe środki w branże o najnowocześniejszych technologiach, mogą liczyć na granty i wsparcie ze strony polskiego rządu. Ta polityka przynosi niezłe efekty. Chciałbym jednak, by oprócz już wymienionych branż, a także wielu inwestycji w nowoczesne centra usługowe, pojawiało się jednak w Polsce w następnych latach więcej firm na przykład biotechnologicznych, farmaceutycznych, czy produkujących wyrafinowane narzędzia i środki ochrony zdrowia. Nie mniej ważne są też takie branże, jak przemysł lotniczy, czy nawet kosmiczny. One zresztą już są, ale nie w takiej liczbie jakbyśmy chcieli.

- Czego najbardziej powinniśmy się wystrzegać i czemu przeciwdziałać myśląc o podtrzymaniu obecnego tempa rozwoju?

- Nie spodziewam się żadnych nowych zagrożeń, a te istniejące mamy dość precyzyjnie zdiagnozowane i próbujemy im przeciwdziałać. Przypomnę tylko rządowe koncepcje i programy zmian na przykład w systemie podatkowym i ubezpieczeń społecznych, aktywizacji zawodowej, deregulacji rynku, odbiurokratyzowania gospodarki. Żeby w skali kraju przyniosły widoczny skutek potrzebny jest czas, bo w gospodarce nic nie dzieje się nagle i z dnia nadzień. Niestety, na wydarzenia na międzynarodowych rynkach finansowych, czy rosnące światowe ceny surowców energetycznych i żywności mamy już minimalny wpływ i musimy się z tym pogodzić, że wprowadzą trochę niepokoju do gospodarki oraz podbiją nam inflację. Ale i na to powinniśmy być przygotowani.

- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Paweł Tarnowski

Brak możliwości dodania komentarza

Zaloguj się / Realizacja - Medianet (info@medianetinteractive.pl)